Po nagraniach drugiego sezonu The Grand Tour Jeremy Clarkson udał się na zasłużony urlop do Hiszpanii.
Po kilku dniach jego forma znacznie spadła. Prezenter motoryzacyjny uznał, że to przeziębienie, dlatego postanowił spędzić najbliższy czas w łóżku. Gdy jego zdrowie nie wracało do normy, udał się do szpitala. Tam, jak sam przyznał w felietonie dla „Sunday Times”, otarł się o śmierć. Okazało się, że Clarkson doznał bardzo poważnego zapalenia płuc. Początkowe bagatelizowanie sytuacji nie było więc najlepszym rozwiązaniem, ale nikt nie podejrzewał, że jego życiu zagraża niebezpieczeństwo. Na szczęście lekarze zapanowali nad sytuacją i Jeremy wraca do pełni sił. Po wszystkim zaznaczył w swoim stylu, że jest „zirytowany”, bo to jego pierwsze zwolnienie lekarskie od 1978 roku.