James May postanowił sprzedać jeden ze swoich wyjątkowych samochodów. Tym razem to model japoński.
I to nie byle jaki. Jest to auto elektryczne wykorzystujące ogniwa paliwowe zamiast baterii litowo-jonowych. Krótko mówiąc, ma napęd elektryczny, ale nie trzeba go ładować. Zamiast tego należy je tankować. Czym? Wodorem. Nietrudno więc odgadnąć, że chodzi o Toyotę Mirai pierwszej generacji.
Czy wodór jest przyszłością motoryzacji? Na tym etapie trudno o jednoznaczną deklarację. Kilku producentów wybrało tę ścieżkę, ale nie wiadomo, gdzie ich ona doprowadzi. Podobnie jak w przypadku baterii, wiele zależy od tempa rozwoju i innowacji.
Dwie strony medalu
Przeciwnicy tego rozwiązania twierdzą, że wydajnością ustępuje „konwencjonalnym” samochodom elektrycznym. Charakteryzuje się też znacznie gorszymi osiągami. Ponadto, ogranicza zagospodarowanie przestrzeni we wnętrzu. Z kolei wśród zalet należy wyróżnić tankowanie trwające maksymalnie kilka minut i zasięg na jednym zbiorniku, który przewyższa możliwości większości pojazdów z bateriami litowo-jonowymi.
Jest też kwestia związana z globalnym wykorzystaniem. W obu przypadkach brakuje rozbudowanej sieci stacji, ale tankowanie wodoru nie obciąża tak bardzo infrastruktury energetycznej, jak ładowanie samochodów opartych na bateriach litowo-jonowych. Jeżeli te drugie pojazdy zdominowałyby europejską komunikację drogową, to elektrownie mogłyby mieć spory problem.
Ekologia czy pieniądze?
Nie jest też tajemnicą, że chodzi o pieniądze. Prąd drożeje i drożeć będzie. Dziś w niektórych przypadkach wręcz nie opłaca się korzystać z samochodów elektrycznych wyposażonych w baterie litowo-jonowe. A co się stanie, jeżeli nie będzie wyjścia? Pamiętajmy też o potencjalnych podatkach, które prędzej czy później obciążą użytkowników ekologicznych technologii.
Nie ma wątpliwości, że auta elektryczne są nieuniknioną przyszłością, ale jeszcze nie wiadomo, które z rozwiązań okaże się lepsze z perspektywy globalnej. Pozostaje czekać na rozwój sytuacji i mieć nadzieję, że inżynierowie będą robić znaczące postępy.
Wróćmy jednak do Jamesa Maya. Brytyjski prezenter oznajmił, że korzystanie z samochodu wodorowego utrudnia liczba stacji wodorowych. W chwili zakupu Miraia, było ich zaledwie osiem na terenie Wielkiej Brytanii. Teraz jest ich jedenaście, co dalej budzi zażenowanie. May postanowił więc zmienić Toyotę na coś bardziej ekscytującego. Wkrótce powinniśmy poznać jego nowy nabytek. Bądźcie czujni, na pewno Was poinformujemy!