Grand Prix Singapuru okazało się takie, jak oczekiwaliśmy – bardzo nieprzewidywalne. Były zwroty akcji, niespodzianki, frustracja i samochód bezpieczeństwa.
Zaczęło się zaskakująco spokojnie, choć nie obyło się bez kontaktów. Na początku najbardziej ucierpieli Russell i Sainz, którzy musieli zjechać do boksu. Ten drugi zdołał ukończyć zmagania na 12. pozycji. Z kolei Brytyjczyk po kontakcie z Grosjeanem uderzył w bandę i odpadł z rywalizacji. Wina leżała po stronie kierowcy Haasa, co nie jest specjalnym zaskoczeniem…
Potem skończył Perez, który spowodował drugi wyjazd safety cara. Ostatnim wykluczonym okazał się Raikkonen próbujący optymistycznego manewru wyprzedzania Kvyata. Doszło do kontaktu i kierowca Alfy Romeo stracił koło. Robert Kubica dojechał na 16. lokacie, przed Magnussenem. Miał świetny start i radził sobie niezwykle dobrze, biorąc pod uwagę zużyty (słaby) silnik, problemy z aerodynamiką oraz trakcją. Po raz kolejny udowodnił, że może znacznie więcej, niż pozwala i sugeruje sprzęt, którym nasz rodak dysponuje. Co więcej, przy 250 km/h pojawiały się silne wibracje. Robert zdradził też, że ma kontuzję barku i tylko adrenalina pozwoliła mu na przetrwanie. Polski kierowca musi przejść szybką rekonwalescencję, ponieważ już za tydzień odbywa się Grand Prix Rosji.
Wiele działo się na czele. Leclerc od początku wyznaczał tempo, ale dość zaskakująco stracił pozycję na rzecz kolegi z zespołu – strategia z oponami okazała się bardziej łaskawa dla Vettela i to właśnie on odniósł swoje pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. Monakijczyk dojechał natomiast jako drugi. Trzeci stopień podium przypadł Verstappenowi. Tuż za nim dojechały bolidy Hamiltona i Bottasa. Pomysły Mercedesa okazały się nieskuteczne i ku zaskoczeniu wszystkich zespół wraca z Singapuru bez jakiegokolwiek pucharu. Z kolei Albon, Norris, Gasly, Hulkenberg i Giovinazzi mogą cieszyć się z ukończenia zmagań w pierwszej dziesiątce. Tak kształtuje się cała tabela:
Źródło: FB, F1