Grand Prix na Spa okazało się całkiem niezłym widowiskiem. Dotyczy to środka stawki, bo z przodu niewiele się działo…
Pierwszym, który odpadł był Sainz. Nie pojawił się nawet na prostej startowej, bo jego auto doznało awarii układu wydechowego już przed wyścigiem. Na 11. okrążeniu pecha miał Giovinazzi, który stracił panowanie nad bolidem i wypadł z toru. Niestety, jadący za nim Russell nie znalazł miejsca na „ucieczkę” i został trafiony kołem. W wyniku tego obaj kierowcy skończyli na bandach i zniszczyli swoje samochody. Potem większość kierowców zjechała na wymianę opon – decyzję ułatwił safety car.
Od początku wyścigu tempo wyznaczał Hamilton. Jego śladem jechał oczywiście Bottas, który bronił się przed Verstappenem. Czwartą pozycję utrzymał Ricciardo (i zdobył najlepszy czas okrążenia, czym zyskał dodatkowy punkt), a za nim dotarł na metę Ocon. To bez wątpienia najlepszy start francuskiego zespołu w tym sezonie. Za drugim Renault dojechał kolejny Red Bull – prowadzony przez Albona.
Siódme miejsce przypadło Norrisowi. Za nim toczyła się walka bolidów Racing Point. Ostatecznie, Stroll ukończył rywalizację przed Perezem, który stracił jeszcze jedno oczko na rzecz Gasly’ego (świetna strategia, wyjazd na twardej mieszance).
Jedenasty był Kvyat. Dwunasta pozycja przypadła Raikkonenowi, który jechał naprawdę bardzo solidnie i wycisnął z bolidu tyle, ile było można. Maszyna Alfa Romeo Racing Orlen jest naprawdę bardzo dobrze przygotowana pod kątem aerodynamiki, ale problem stanowi zbyt słaby silnik. I tu pojawia się wątek Ferrari. Vettel przekroczył metę jako 13., a Leclerc był 15. Dramat włoskiej stajni trwa… Kierowców Ferrari przedzielił Grosjean. Dwie ostatnie pozycje zajęli kolejno Latifi i Magnussen.