Obecny sezon Formuły 1 jak dotąd był zdominowany przez stajnię Mercedesa. Grand Prix Austrii odmieniło jednak „standardy”. I bezapelacyjnie można stwierdzić, że był to najciekawszy wyścig ze wszystkich, które zdążyły się odbyć w tym roku.
Przez niemal cały wyścig pierwsze skrzypce grał Charles Leclerc. Kierowca Ferrari jechał równo i bezbłędnie. Ukończył jednak zmagania na drugiej lokacie. Wyprzedził go Max Verstappen, który po kiepskim starcie rozpoczął szaleńczą pogoń za czołówką. Wiele wskazywało na to, że nie zdąży przebić się do podium, ale wykazał się niezwykłą szybkością i talentem, dlatego to on sięgnął po złoto. Jako trzeci dojechał Valtteri Bottas. Czwarta pozycja przypadła Vettelowi, który na ostatnich okrążeniach wyprzedził Hamiltona.
Bardzo dobry rezultaty osiągnęli kierowcy McLarena – Norris dojechał na szóstej, a Sainz na ósmej pozycji. Pomiędzy nimi znalazł się partner triumfatora – Gasly. Dziesiątkę zamknęli dwaj kierowcy Alfa Romeo – Raikkonen i Giovinazzi. W środku stawki znalezli się Perez, Ricciardo, Hulkenberg, Strol i Albon.
Kierowcy Willamsa zajęli odpowiednio 18. i 20. miejsce. Pomiędzy nimi znalazł się Magnussen. Robert był niestety ostatni z bardzo dużą stratą. Polak nie krył niezadowolenia, ale nie zamierzał być zbyt wylewny wiedząc, że to nic nie wniesie. Doskonale wiemy, że są to dwa takie same samochody i tego ukryć już się nie da. Nadzieja umiera ostatnia, ale patrząc na strategię Williamsa nie jesteśmy optymistami…
Zdjęcie wyników: F1, Facebook