Odkąd pojawiły się prognozy sugerujące obfite opady deszczu, było jasne, że wyścig w „Kraju pachnącym żywicą” będzie naprawdę interesujący. Duże emocje utrzymywały się od początku do samego końca.
GP Kanady 2024 przeszło do historii. Okazało się zaskakujące szczęśliwe dla Maxa Verstappena, któremu udało się skorzystać z dobrych decyzji zespołu i wygrać. Drugie miejsce zdobył Lando Norris. Na pudle znalazł się także George Russell.
Nie ma wątpliwości, że największymi pechowcem był Charles Leclerc. Decyzje podjęte wraz z zespołem okazały się tak fatalne i na tyle nieopłacalne (bezsensowna zmiana opon), że nie było sensu kontynuowania jazdy. Właśnie dlatego Monakijczyk zakończył rywalizację jeszcze przed osiągnięciem połowy dystansu.
Jego kolega zespołowy miał większe szanse na zdobycie punktów, ale też odpadł po utracie panowania nad samochodem. Sainz wpadł w poślizg, czym wyeliminował nie tylko siebie, ale też Alexandra Albona.
>Tsunoda i Perez zostają. Lawson czy Ricciardo?
O rozczarowaniu można mówić również w kontekście Pereza. Meksykanin najechał na mokry fragment nawierzchni i rozbił tył bolidu. Dojechał do alei serwisowej, ale musiał zakończyć na tym rywalizację.
Aby zachować pozory, jako ostatniego w tym gronie wymieniamy Logana Sargeanta. Fakty są jednak takie, że on pierwszy rozbił swoją maszynę i przybliżył się do przedwczesnej utraty fotela w Williamsie.
GP Kanady 2024 – walka do końca
Verstappen skorzystał z neutralizacji i znalazł się na pierwszym miejscu. Jechał solidnie, mimo problemów z prowadzeniem swojej maszyny. Zespół szybko reagował na aktualne sytuacje, co pozwoliło utrzymać się na czele.
Kierowcy Mercedesa i McLarena starali się gonić Holendra, choć na pewnym etapie musieli zająć się sobą, by nie tracić pozycji. Tym samym „dali spokój” Verstappenowi. Co ciekawe, najważniejszą walkę stoczył Russell z Hamiltonem. Młodszy z Brytyjczyków odzyskał pozycję na ostatnim okrążeniu i ostatecznie znalazł się przed kolegą z zespołu. Z kolei Piastri pod koniec stracił tempo i minął linię mety jako piąty.

Solidny występ zanotowali kierowcy Astona Martina. Alonso był szósty, a Stroll – siódmy. O dużym szczęściu może mówić Ricciardo, który pod koniec znalazł się przed Tsunodą. Japończyk przeszarżował podczas walki z Australijczykiem i wpadł w poślizg, co odebrało mu szansę na jakiekolwiek punkty – a był ósmy (jego miejsce zajął Ricciardo).
O szczęściu mogą mówić kierowcy Alpine. Gasly był dziewiąty, a Ocon – dziesiąty. Tuż za nimi linię mety minęli obaj reprezentanci Haasa, którzy świetnie zaczęli wyścig (jako jedyni zaczęli na oponach full wet), ale nie zdołali skorzystać ze zdarzeń losowych i wypadli poza punktowaną dziesiątkę. A co z kierowcami Saubera? Ponownie zaliczyli bezbarwne występy. Bottas był trzynasty, a Zhou minął linię mety jako piętnasty – ostatni z tych, co dojechali.