Konsekwencje nierozsądnych działań politycznych rozlewają się po całej Europie. Gdy kilka, a nawet kilkanaście lat temu mówiliśmy o potencjalnych skutkach zmiany idei na ideologię, budziło to szyderczy uśmiech i sugestie, że to jedynie teorie spiskowe.
Dziś trudno mówić o satysfakcji, skoro to prowadzi do problemów europejskiego przemysłu, a co za tym idzie – całej gospodarki. Jak już wielokrotnie pokazała historia, osoby odpowiedzialne za forsowanie krótkowzrocznych działań nie poniosą żadnej odpowiedzialności. Tymczasem szwedzki gigant baterii jest o krok przed upadłością, co może poskutkować licznymi zwolnieniami.
Niestety, to było do przewidzenia. I nie chodzi konkretnie o tego producenta, tylko tendencje. Unia Europejska stara się narzucić nowe standardy rynkowe, które są odseparowane od popytu. Krótko mówiąc, forsuje sprzedaż tego, co nie cieszy się wystarczającym zainteresowaniem.
Ideologia wymusza zmiany prawne, na których podstawie pojawiły się liczne inwestycje przemysłu motoryzacyjnego. Branża zaufała politykom odseparowując od siebie to, czego oczekują klienci – jakby wiedziała, że społeczeństwo ulegnie presji. Problem w tym, że nie uległo.
Nie można zmusić ludzi do kupna czegoś tak drogiego, jak samochód elektryczny. To klient powinien decydować, czy chce nabyć taki produkt z nowym rodzajem napędu. Dzisiejsze wyniki sprzedaży w całej Europie sugerują, że koncepcja akumulatorowa nie jest wystarczająco przekonująca.
Dopłaty i przywileje to krótkowzroczność
Rządzący działają krótkowzrocznie, co widać na każdym kroku. Stwierdzili i przeforsowali prawo, które skutkuje dopłatami do samochodów elektrycznych. Rynkowa dyskryminacja? Zdecydowanie tak. Nie ma najmniejszych podstaw, by na jedne auta były państwowe zapomogi, a na drugie nie – tylko dlatego, że nie mieszczą się w ramach ideologii.
Politykom wydawało się, że to zmieni oczekiwania klientów i zdetronizuje konwencjonalne układy napędowe. Problem w tym, że nie tylko nie pozwoliło w zdobyciu rynku, ale też osłabiło wartość pojazdów elektrycznych. Dlaczego?
Jak wielokrotnie mówiliśmy, dobry produkt obroni się sam. Skoro jest dotowany przez państwo, to oznacza, że nie poradziłby sobie bez wsparcia. Jednocześnie osłabia to jego wartość rynkową. Sprzedaż auta na prąd na rynku wtórnym to dziś prawdziwe wyzwanie. Jak zatem ma przetrwać gigant baterii, skoro auta na prąd sprzedają się za słabo?
I tu nie chodzi o to, że samochody elektryczne są złe w całokształcie. Po prostu nie są w stanie zaspokoić potrzeb rynkowych. Mają swoją niszę, dlatego powinny istnieć i móc się rozwijać. Jeśli będą lepsze od pozostałych, to kierowcy sami po nie sięgną.
Warto w tym miejscu wspomnieć także o dywersyfikacji, która jest stopniowo eliminowana. Będzie to kosztowne zarówno dla społeczeństwa, jak i rozwoju technologii. W przypadku tego pierwszego, łatwiej będzie manipulować cenami i popytem – wystarczy podnieść lub zmniejszyć ceny prądu, by decydować za klientów, czy mogą coś kupić, czy też nie. Drugi wątek dotyczy braku konkurencji – jeśli jej nie będzie, rynek nie wymusi inwestycji w nowe rozwiązania.
Gigant baterii w odwrocie
Słaby popyt na samochody elektryczne zmienia nastawienie licznych producentów, którzy widzą, że poświęcenie miliardów w oparciu o zaufanie do polityków, a nie zainteresowanie klientów może skończyć się tragicznie.
Właśnie dlatego liczne marki zmieniają swoje strategie modelowe i już nie brną tak ochoczo w pełną elektryfikację. To jak, nie chodzi już o ekologię? Marketingowcy muszą wymyślić coś nowego. Pamiętajmy, że firma motoryzacyjna ma zarobić. Jak chce być częścią ideologii, to raczej powinna stać się fundacją.
Tak czy inaczej, szwedzki konglomerat Northvolt ogłosił upadłość. Jego przedstawiciele ogłosili, że dysponuje 30 milionami dolarów, co wystarczy na tydzień. Natomiast dług wynosi 5,84 miliarda dolarów, co brzmi jak science fiction – nawet w tak dużej skali.
Dyrektor generalny Northvolt uznał, że potrzebuje kolejnych 900 milionów dolarów, by zabezpieczyć się przed tragicznymi skutkami. Firma wciąż wierzy, że uda się wydostać z problemów. Co ciekawe, jej największym udziałowcem jest Volkswagen, który dysponuje 21 procentami akcji.
Prawdziwym gwoździem do trumny okazało się anulowanie zamówienia przez BMW, które zrezygnowało z kupna ogniw akumulatorowych o wartości 2 miliardów euro. Reuters podaje, że Northvolt negocjuje z różnymi inwestorami, żeby poprawić swoją sytuację.
Trudno jednak nie mówić o worku bez dna, jeśli popyt na auta elektryczne gwałtownie nie wzrośnie. Dziś trudno sobie to wyobrazić, dlatego sceptyczne nastawienie ekonomistów wydaje się w pełni uzasadnione.