Początkowo wydawało się, że ten model w ogóle nie ma racji bytu. Dziś coraz więcej ludzi przekonuje się do jego ascetycznego charakteru i nietypowych zalet, które mogą mieć znaczenie w określonych okolicznościach. Jest też bazą wielu przeróbek, które kuszą klientów. Świetnym tego przykładem jest przekształcenie na francuski zabytek.
Francuski zabytek
Fani historii motoryzacji z pewnością wiedzą, czym jest Citroen HY z 1947 roku. To wręcz kultowy samochód dostawczy, który był produkowany przez 34 lata. W tym czasie na drogi wyjechało aż 473 289 egzemplarzy. Cieszył się więc dużą popularnością. Teraz to cenny, francuski zabytek.
Do dziś uchodzi za jeden z najbardziej charakterystycznych pojazdów użytkowych, jakie kiedykolwiek powstały. Charakterystyczny pas przedni z wysoko poprowadzoną maską i ogromną, ściętą atrapą chłodnicy jest jedyny w swoim rodzaju.
Niektórzy twierdzą, że front tego Citroena przypomina nieco świnkę. I coś w tym jest. Doczekał się nawet globalnego przezwiska: Belmondo, co jest oczywiście swego rodzaju ironią – ale w uroczym tonie.
Równie charakterystyczne są przetłoczenia na elementach karoserii. Ciekawostkę stanowią także boczne przeszklenia, które wyglądają, jakby każde pochodziło z zupełnie innego pojazdu. Ta mieszanka, jakimś cudem, tworzy spójną całość.
W tym miejscu warto przypomnieć, że francuski zabytek dysponował jednostkami benzynowymi i wysokoprężnymi o pojemnościach 1,6 i 2 litry. Moc wahała się od 42 do 57 koni mechanicznych. Nie był zatem demonem prędkości. Wyróżniał się za to trwałością.
Citroen Ami jako baza
I tu wracamy do wspomnianej przeróbki, a raczej jej bazy. Fakt, Citroen Ami to małe pudełko, które nadaje się do jazdy w określonych warunkach. Jego symetryczna karoseria okazuje się jednak bardzo przyjaznym fundamentem do przeróżnych modyfikacji.
Zacznijmy jednak do tego, że seryjny model jest jednym z bliźniaków Stellantis. W tej grupie są także Fiat Topolino oraz Opel Rocks-e. Niewykluczone, że koncern nie skończy na trojaczkach. Koszty przeszczepienia znaczków i zmiany zderzaków są tej konstrukcji wyjątkowo tanie.

Nie wszystkim spodoba się układ napędowy, który bazuje na skromnym silniku elektrycznym. Kierowca ma do dyspozycji skromne 8 koni mechanicznych. Citroen Ami może rozpędzać się do 45 km/h. Zaleta? Nie trzeba mieć normalnego prawa jazdy (kategorii B), by nim jeździć. Wady? Sprawdzi się tylko w aglomeracjach.
Jako że jest to samochód elektryczny, istotną rolę odgrywa akumulator trakcyjny. To zaskakująco niewielki podzespół – jego pojemność wynosi 5,5 kWh. Tyle ma wystarczyć do pokonania około 75 kilometrów. Niewiele, ale na słonecznym wybrzeżu albo w Monako może wystarczyć.
Citroen Ami jako francuski zabytek
A teraz przejdźmy do przeróbki. Odpowiada za nią firma Caselani. To włoski producent zajmujący się tworzeniem nadwozi. Ma już na swoim koncie inne projekty oparte na autach użytkowych tej marki. W tym przypadku zaprojektował panele karoserii, które mają czerpać garściami z kultowego modelu HY.

I rzeczywiście, Citroen Ami przypomina francuski zabytek, choć jego kształt jest zupełnie inny. Charakterystyczne, okrągłe reflektory zostały okraszone atrapą grilla, w którą wkomponowano wielkie logo marki. I wygląda to naprawdę fajnie.
Nie mogło zabraknąć także oryginalnych przetłoczeń paneli nadwoziowych. Podejrzewamy jednak, że już nie są z metalu – plastik jest tu bardziej adekwatny. Do tego dochodzą białe felgi stalowe. Summa summarum, bardzo uroczy twór.

Projekt nosi nazwę Type-Ami i miał być czymś w rodzaju samochodu pokazowego – dla Fabrizio Caselaniego, który chciał go zatrzymać. Został jednak pokazany podczas wyścigu w Belgii i wzbudził duże zainteresowanie.
Włosi podjęli więc decyzję o komercjalizacji projektu. Sam zestaw stanowi wydatek 5000 euro, co stanowi wydatek 21 150 złotych (kurs 4,23). Dla tych, którzy wcześniej nie kupili bazy przygotowano ofertę obejmującą cały samochód po przeróbkach na francuski zabytek – za 13 000 euro (54 990 złotych.