Już w samym tytule postanowiliśmy uspokoić fanów uroczego crossovera. Nowa wersja napędowa nie zastąpi tych dotychczasowych. Da za to większy wybór klientom.
Dywersyfikacja oferty to najlepszy pomysł, jaki można dziś realizować. Zlekceważenie elektryczności lub stawianie tylko na nią może doprowadzić do poważnych konsekwencji. Lepiej więc utrzymywać zróżnicowaną gamę produktową. Właśnie dlatego Ford Puma Gen-E doczekał się debiutu.
To pierwsza Puma na prąd w historii. Czy zdobędzie znaczące udziały na rynku globalnym? Podejrzewamy, że nie, ale należy docenić producenta, że poszerza swoją flotę – z myślą o klientach oraz europejskim prawie.
No właśnie, europejskie prawo. Nie wszyscy wiedzą, że w przyszłym roku wchodzą kolejne zaostrzenia przepisów dotyczące emisji spalin. Krótko mówiąc, średnia emisja całej gamy ma być absurdalnie niska. Licznym producentom grożą kary sięgające miliardów euro.
Tak, żyjemy w czasach dobrobytu, przez który Zachód zupełnie zgubił ostrość. Postawił za to na ideologię, która stopniowo niszczy europejski przemysł motoryzacyjny. Czy ktoś to odwróci? Nawet jeśli tak, to naprawa gospodarki potrwa dekady.
Zostawmy jednak wszelkie dygresje i przejdźmy do głównego bohatera tego materiału. Amerykański crossover w wersji elektrycznej różni się designem od konwencjonalnych wariantów tylko detalami, które nie zmienią jego tożsamości stylistycznej.
W odróżnieniu od dotychczasowych konfiguracji, Ford Puma Gen-E posiada gniazdo ładowania zamiast wlewu paliwa, dedykowane oznaczenia oraz lity panel, który zastępuje grill. Ten ostatni można było sobie darować, bo klasyczna kratownica prezentuje się po prostu lepiej.
Ford Puma Gen-E – dane techniczne
Za rozpędzanie samochodu odpowiada jednostka elektryczna generująca 168 koni mechanicznych oraz 290 niutonometrów. Moc trafia na przednią oś, ale przy tych wartościach raczej nie ma problemów z jej wydajnym wykorzystaniem, nawet na śliskiej nawierzchni.
Producent ujawnił już osiągi elektrycznej Pumy. Prezentowany model przyspiesza do 100 km/h w równe 8 sekund oraz potrafi pędzić 160 km/h. Podejrzewamy, że ta druga liczba to efekt zastosowania elektronicznego ogranicznika.
Warto dodać, że masa własna tego pojazdu to 1563 kilogramy – niewiele, jak na elektrycznego crossovera, nawet małego. To może pozytywnie wpływać na zużycie energii, co zresztą potwierdzają dane fabryczne.
Ford Puma Gen-E występuje z baterią o pojemności 43,6 kWh. Marka nie oferuje większego podzespołu. To też oznacza, że klient decydujący się na wersję elektryczną ma do dyspozycji po jednym wariancie mocy i akumulatora trakcyjnego.
Według producenta, elektryczna Puma może pokonać maksymalnie 376 kilometrów bez odwiedzania stacji. Jeżeli chodzi o ładowanie, to jego szczytowa moc sięga 100 kW. To przekłada się na uzupełnianie energii w zakresie 10-80 procent w około 23 minuty.
Elektryczny Ford Puma – cena w Polsce
Czas przejść do tych największych liczb. Ile kosztuje Ford Puma Gen-E na polskim rynku? Jego ofertę otwiera kwota 164 900 złotych. Jak już wspomnieliśmy, klient otrzymuje za tę cenę układ o mocy 168 koni mechanicznych, który dysponuje napędem na przednią oś.
Do wyboru pozostają wersje wyposażenia oraz opcje dodatkowe. Elektryczna Puma oferuje w standardzie m.in.: pakiet systemów bezpieczeństwa, tempomat, reflektory Full LED, tylne światła LED, 17-calowe felgi ze stopów lekkich, kamerę cofania, czujniki parkowania z tyłu, elektrycznie sterowane i podgrzewane lusterka boczne, 12-calowy ekran multimedialny z systemem SYNC4, cyfrowe wskaźniki (12,8 cala), automatyczną klimatyzację, czujnik deszczu, skórzaną kierownicę, starter oraz welurowe dywaniki.
Dopłata do wersji Premium wynosi 10 000 złotych, co oznacza wydatek 174 900 złotych. W efekcie auto posiada dodatkowo: 18-calowe felgi ze stopów lekkich, matrycowe reflektory LED z funkcją sterowania snopem światła, elektrycznie i bezdotykowo sterowną klapę bagażnika, szybę czołową z warstwą akustyczną, lusterka boczne z projekcyjnym oświetleniem (logo Puma), tapicerkę częściowo skórzaną oraz zestaw audio Premium B&O składający się z 10 głośników.
Pamiętajmy, że podane ceny nie uwzględniają rządowych dopłat, które mają pomóc w popularyzacji aut elektrycznych. Na dłuższą metę nie mają jednak racji bytu, ponieważ jednocześnie zmniejszają wartość tych pojazdów, a do tego uczą społeczeństwo, że auto elektryczne nie potrafi na rynku obronić się samemu, co raczej nie przekona sceptyków.