w ,

Ford Mustang Bullitt – Dla kina, od kina

Kino i motoryzacja to światy, które mają mnóstwo powiązań. Wielki ekran niejednokrotnie wpłynął na popularność samochodu i… samochód niejednokrotnie wpłynął na rozpowszechnienie kultury kinowej. Jednym z największych zwycięzców, ale też dawców w tej relacji jest Ford Mustang – muscle car, który cieszy się ogromną popularnością, także w Europie. Był gwiazdą najsłynniejszej sceny pościgowej i zagrał w filmie ze Steve’m McQueen’em. Od tego momentu minęło ponad 50 lat. Amerykańska marka postanowiła to uczcić i pokazać światu współczesną interpretację tego modelu.

Karoseria
Już na pierwszy rzut oka widać, że coś jest na rzeczy… W oczy od razu wpada zielony lakier, który budzi jedyne słuszne skojarzenia. Chwilę później dostrzegłem to, czego… nie ma. Zamiast logo, zobaczyłem „czysty” grill i napis Bullit na tylnej klapie. Charakterystyczne są także felgi z pięcioma czarnymi ramionami i srebrnymi rantami. Warto dodać, że skrywają czerwone zaciski. Taka konfiguracja zwraca na siebie uwagę jeszcze skuteczniej, niż wszystkie pozostałe.

Poza tymi akcentami, to jednak ten sam Mustang – stylistyczny majstersztyk, którego sylwetka nie zmieniła się od lat. Możemy więc podziwiać długą maskę, wąskie przeszklenia, nakładki progowe, muskularne błotniki i pięknie opadającą linię dachu. Respekt budzą też świetnie narysowane reflektory oraz cztery końcówki układu wydechowego. Summa summarum, tak wygląda ponadczasowość w motoryzacyjnym wydaniu.

Wnętrze
Jak doskonale wiecie, Bullitt powstał na Mustangu po liftingu, co oznacza lepsze materiały wykończeniowe i takie też spasowanie. Analogowe „budziki” ustąpiły miejsca wyświetlaczowi z możliwością personalizacji – tak, by każdy znalazł odpowiedni wariant. Na konsoli centralnej znajdują się natomiast trzy dysze nawiewu ekran dotykowy oparty na wydajnym systemie SYNC3, panel automatycznej klimatyzacji i kilka przydatnych przycisków (w tym odpalanie i wybór trybów pracy podzespołów). Tutaj również nie zabrakło wstawek „Bullit” oraz okrągłej, białej gałki drążka skrzyni biegów – bardzo przyjemny akcent.

Fotele są oczywiście obszerne, jak na amerykańskie auto przystało. Mają wystarczająco długie siedziska, dlatego wysocy kierowcy nie będą narzekać. Ma na to też wpływ zakres regulacji umożliwiający dobranie właściwej pozycji. A jak jest z drugim rzędem? Nie ma tam zagłówków, a głowę trzeba trzymać za podsufitką, na szybie, ale potencjalny nabywca tego auta nie szuka wyjątkowych walorów praktycznych.

Mimo tego, można liczyć na naprawdę godny bagażnik. Standardowa pojemność to 408 litrów, które pozwalają na zmieszczenie wakacyjnego ekwipunku dwóch dorosłych osób – bez wyrzeczeń. Warty uwagi jest też otwór załadunkowy. Choć został on nietypowo wycięty (przez tylne światła) ma przyzwoitą wielkość, dlatego wkładanie dużych toreb i walizek nie powinno stanowić najmniejszych problemów.

Technologia
I tu przechodzimy do najważniejszych informacji. Sercem Bullitta jest oczywiście 5-litrowe V8. W tym przypadku oddaje do dyspozycji aż 460 KM (przy 7250 obr./min.) i 529 Nm (przy 4600 obr./min.). To naprawdę dużo. Co ciekawe, za przeniesienie mocy na tylne koła odpowiada 6-biegowa przekładnia manualna. Zaskoczenie? Niekoniecznie. Jest to bowiem kolejny ukłon w stronę kinowego protoplasty. Jak ten zestaw radzi sobie z wagą 1831 kg? Naprawdę dobrze. Mustang osiąga pierwsze 100 km/h w 4,6 sekundy i bez problemu rozwija 250 km/h. Czy jest przy tym oszczędny? Nie, ale niektórych może zaskoczyć, że podczas normalnej jazdy w cyklu mieszanym może się zmieścić w 12-13 litrach. Niektóre 3-litrowe benzyniaki palą więcej w zbliżonych warunkach. I po co ten cały downsizing…

Wrażenia z jazdy
Zacznę nietypowo, bo od układu wydechowego, któremu należy się przynajmniej kilka zdań. Jest on „aktywny”, czyli sterowany elektronicznie. W trybie sąsiedzkim ma najcichszą konfigurację, ale basowy pomruk i tak nie jest w stanie udawać „rzędowej czwórki”… Na drugim biegunie znajdziemy natomiast ustawienia wyścigowe. Budzą one symfonię, której nie da się podrobić. Ostrzegam jednak przez „gazowaniem” w tunelach – to może uzależnić i… ogłuszyć. Nie sposób przesadnie uciszać „ośmiu garów” – to by była jawna profanacja…

Czy tylne koła radzą sobie z przeniesieniem mocy na asfalt? Uzyskanie fabrycznych rezultatów jest bardzo trudne. Trzeba mieć idealne warunki, czyli rozgrzany asfalt, świetne opony oraz… kierowcę z wyczuciem i świetnym refleksem. Gdy jednak uda się złapać właściwą przyczepność, auto gna do przodu, jak szalone. I w tym miejscu należy wspomnieć o manualnej przekładni. Idealnie pasuje do dzikości tej wersji, a przy tym jest świetnie zestopniowana – na czwartym biegu można jechać i 60, i ponad 200 – w miejscach, gdzie przepisy na to pozwalają.

Poza tym, to najlepsza generacja tego samochodu pod względem prowadzenia. Układ kierowniczy naprawdę precyzyjnie przekazuje informacje o położeniu przednich kół. Co więcej, współgra z wydajnym zawieszeniem opartym na konstrukcjach wielowahaczowych. Dzięki tym elementom wpisywanie się w zakręty nie budzi żadnych obaw. Wręcz przeciwnie, daje sporą frajdę. We właściwych rękach, ta legenda motoryzacji może pokazać kopyto…

Ten narowisty charakter Mustanga można ujarzmić. Normalne tryby jazdy może nie czynią z niego zwykłej osobówki, ale łagodzą cały układ napędowy i pracę kluczowych podzespołów odpowiadających za wygodę podróżowania. Dzięki temu nawet wielogodzinna trasa nie odbija się na formie ludzkiego organizmu. Amerykański mięśniak może być więc przyjacielem codzienności. Trzeba jedynie zaakceptować duży promień skrętu i uważać na przedni zwis – szkoda, by uszkodził go duży krawężnik.

Okiem przedsiębiorcy
Ile kosztuje ta przyjemność? Na początek bazowa wersja: 179 610 zł. Wtedy jednak pod maską pracuje 290-konna jednostka z rodziny EcoBoost. To wydajny silnik, ale nie pasuje do charakteru tego auta. Wariant GT z V8 kosztuje natomiast co najmniej 208 610 zł. Za Bullitta trzeba zapłacić jeszcze więcej, bo 229 910 zł. Więcej nie oznacza jednak, że dużo. To absurdalnie niska cena, jak za bardzo przyzwoicie wyposażony pojazd z takim układem napędowym. Nic więc dziwnego, że klientów nie brakuje.

Co ciekawe, Mustang to nie tylko nabywcy indywidualni/prywatni. W grę wchodzą też przedsiębiorcy, którzy decydują się na leasing z wpłatą własną od 1% i umową na okres do nawet 7 lat (84 miesięcy). Popularność zyskują też tzw. Multiopcje, w których klient może obniżyć miesięczne raty, ustalić wielkość wpłaty roczny przebieg, a na koniec zwrócić, wykupić bądź wymienić auto na nowe. Wachlarz finansowania obejmuje również wynajem długoterminowy i kredyt. Ten drugi charakteryzuje wpłata własna od 0% (finansowanie do 100% wartości pojazdu), umowę na okres od 12 do 60 miesięcy i raty równe bądź malejące.

Podsumowanie
Mustang jest genialnym sposobem na poczucie prawdziwej radości z jazdy. Daje sobie radę na krętych drogach, jest piekielnie szybki, głośny i po prostu piękny. Istotną rolę odgrywa także jego cena, która nawet w przypadku Bullitta wydaje się okazyjna. To bez wątpienia strzał w dziesiątkę.

Tekst i zdjęcia: Wojciech Krzemiński

Avatar photo

Napisane przez Wojciech Krzemiński

Jestem dziennikarzem motoryzacyjnym i przedsiębiorcą. Od 2012 roku prowadzę NaMasce.pl. Tworzę dla Was materiały o tematyce samochodowej i motocyklowej, ale też zaglądam do światów technologii, fotografii i biznesu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Elektryczne przemieszczanie się – hulajnoga i wrotki firmy Razor

Gdy chcesz sprzedać nieudaną replikę za 40 tysięcy… (Video)