Problemy zachodnich marek stały się już europejską codziennością. Można odnieść wrażenie, że rewolucja przemysłu motoryzacyjnego pomogła tylko chińskiemu przemysłowi. A przecież jest najszerzej realizowana właśnie na Starym Kontynencie.
Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy była to świadoma strategia polityków. Obserwując to środowisko od lat, zdajemy sobie sprawę, że może to być czysta niekompetencja. Tak czy inaczej, renomowane marki na tym tracą. Kolejnym przykładem jest fabryka Forda, która musi zmniejszyć liczbę etatów.
Amerykański producent wie, że nadeszły trudne czasy. Samochody elektryczne, w które wpompowano miliardy, nie budzą wystarczającego popytu, a projekty oparte na konwencjonalnych silnikach zostają powoli wygaszone. To oznacza, że popyt może stopniowo spadać, a co za tym idzie – zmniejszą się zyski.
Producenci muszą reagować uwzględniając nie tylko aktualną sytuację, ale też najbliższe lata. Działania podjęte dziś mogą mieć swoje skutki nawet w 2030 roku, dlatego nie ma nic pewnego – poza tym, że trzeba ograniczać wydatki.
Fabryka Forda ma kłopoty
Dodajmy, że chodzi tu o zakłady produkcyjne w Kolonii, czyli u naszych zachodnich sąsiadów. Co istotne, kolejne miejsca zatrudnienia będą zagrożone również w Wielkiej Brytanii. Sytuacja jest więc niepokojąca również „na wyspach”.
Oczekiwano, że popyt na auta elektryczne będzie większy. Nie da się jednak zmusić klientów do takich wydatków. Poza tym, nierozsądna polityka tylko osłabia zainteresowanie i wartość takich pojazdów. Dotacje to krótkowzroczność, podobnie jak wszelkie bonusy. Dobry produkt musi obronić się sam, a nie być wypychany na głęboką wodę za wcześnie.
Jak podaje Motor1, fabryka Forda ma zwolnić znaczącą część personelu, ale to tylko jeden z elementów planu ograniczania kosztów. Redukcja w Europie ma stanowić aż 14 procent zatrudnionej tu całej siły roboczej. Globalnie oznacza to cięcia zatrudnienia o 2,3 procenta.
Przypomnijmy, że zakłady w Kolonii zajmują się produkcją samochodów elektrycznych. Skoro takie auta generują mały popyt, to trudno oczekiwać, by linie montażowe działały z pełną mocą. To z kolei eliminuje konieczność utrzymywania dużej liczby pracowników.
Czy można winić Forda? Na pewno nie za zwolnienia, które są w tej sytuacji konieczne. Trzeba jednak uczciwie dodać, że brak oporu ze strony całego zachodniego przemysłu motoryzacyjnego doprowadził do realizacji absurdalnych pomysłów narzuconych przez polityków. I jesteśmy pewni, że prominentni urzędnicy forsujący ideologiczne zapędy nie poniosą za to odpowiedzialności.