Potentaci handlowi nie osiadają na laurach. Po podboju istotnych rynków, biorą się za kolejne. Tym razem ma to być ten motoryzacyjny.

Elektryczny samochód z Lidla stanie się faktem już jesienią tego roku. Poważnie. Wszystko wydaje się kuriozalne, biorąc pod uwagę szybki czas wprowadzenia i dystrybucji, ale ta firma od lat jest mistrzem logistyki i organizacji sprzedaży, dlatego wierzymy, że plan się ziści.

Jak wynika ze wstępnych zapowiedzi, Lidl będzie miał w swojej ofercie auto elektryczne Elaris Finn. Cóż to takiego? Niewielki model, który swoimi wymiarami przypomina Smarta Fortwo. Jego kabina zmieści dwie osoby, a bagażnik pochłonie 229 litrów pakunków.

Elektryczne auto z Lidla – świat się zmienia

Podejrzewamy, że auto nie będzie eksponowane obok regałów z serem i szynką lub przy wiertarkach firmy Parkside. Najpewniej pozostanie w ofercie „na zamówienie”. Co ciekawe, można je kupić już dziś.

Jak wynika z danych technicznych, elektryczny samochód z Lidla posiada silnik generujący 47 koni mechanicznych. Uzupełnia go bateria litowo-jonowa o pojemności 32 kWh. Ma ona zapewniać do 200 kilometrów zasięgu na jednym ładowaniu. Owe ładowanie zapewnia złącze CCS, które umożliwia pobór energii z mocą 30 kW. Ładowanie prądem zmiennym też jest możliwe.

Przejdźmy teraz do cennika, który pojawił się w Niemczech. Decydując się na bezpośredni zakup auta, trzeba poświęcić 23 900 euro. To naprawdę spora kwota, która przy aktualnym kursie oznacza wydatek około 120 tysięcy złotych. Alternatywą dla tego rozwiązania jest roczny najem za 222 euro miesięcznie przy limicie kilometrów do 10 tysięcy.

Czy auto zdobędzie dużą popularność? Mamy co do tego istotne wątpliwości. Lidl przeciera jednak nieznane dotąd szlaki i może to być pierwszy krok w stronę popularyzacji podejścia do samochodu, jak do RTV i AGD. Czy to dobry kierunek? Jeżeli wszystkie będą takie same technologicznie, to dla wielu stanie się obojętne, jak będą wyglądać.