Wiemy nie od dziś, że istnieje spora grupa śmiałków, która próbuje tworzyć repliki wyjątkowych samochodów. Jak pokazuje historia, wiele takich projektów wzbudza rozpacz.
To „dzieło” już od początku było skazane na porażkę, bo za bazę posłużył Pontiac Fiero. Autorzy domorosłych przeróbek bardzo często korzystają z tego modelu, ale na jego podstawie praktycznie nie da się odtworzyć proporcji Ferrari Enzo. A właśnie taki zamysł miał owy kreator.
Stworzenie takiej karoserii było na pewno czasochłonne, ale trudno mówić o sukcesie. Maska została poprowadzona pod absurdalnym kątem. Przez ten zabieg, przód przypomina dziobaka australijskiego. Z kolei krawędź dachu poprowadzono za wysoko. Nie brakuje też innych niespójności stylistycznych – ostro ścięte krawędzie mieszają się z obłościami. Wisienką na torcie są tylne lampy, które przed deszczem chroni parapet…
Nie dajcie się oszukać – naklejka V12 to tylko złudna nadzieja… Sercem „Fierri” jest V6 o pojemności 2,8 litra. Generuje skromne 140 KM i 230 Nm. Właściciel tego auta pokonał tylko 1500 km. Być może nie chciał narażać pojazdu na uszkodzenia. Kto wie, może w nim widzi potencjał na youngtimera…
Co ciekawe, auto zostało wystawione na sprzedaż. Zainwestowanych pieniędzy na pewno nie uda się odzyskać, ale może znajdzie się ktoś, kto doceni przerobionego Pontiaca.