To może być początek zmiany zachodnich trendów politycznych, które niebezpiecznie zbliżają się do socjalizmu i coraz większej liczby obostrzeń wynikających z ideologii.
Donald Trump budzi ogromne kontrowersje, ale to nie zmienia faktu, że stoi na czele najpotężniejszego mocarstwa na tej planecie. Jego decyzje mogą więc wpłynąć na funkcjonowanie wszystkich kontynentów.
Podczas kampanii wyborczej w Stanach Zjednoczonych można było usłyszeć opinie prominentnych polityków Unii Europejskiej, którzy raczej nieprzychylnie podchodzili do kandydatury znanego biznesmena. Z perspektywy dyplomacji, nie była to właściwa strategia.
Amerykanie zdecydowali , że Trump jest lepszym wyborem, niż reprezentantka demokratów, Kamala Harris. Różnice w wynikach były tak duże, że nawet najwięksi sceptycy dotychczasowej wiceprezydentowej byli zaskoczeni.
Donald Trump dopiero zaczyna
To zaskakujące, jak jeden człowiek może wpłynąć na miliardy pozostałych. Podczas kampanii wyborczej mówił, że chce „przywrócić normalność”, co oczywiście jest mocno subiektywnym stwierdzeniem, które nic nie wnosi.
Było jednak jasne, że jego podejście jest bardziej konserwatywne, a przy tym biznesowe, co wydaje się naturalne – biorąc pod uwagę jego historię. Pojawiały się jednak wizerunkowe sprzeczności. I tu dobrym przykładem jest przemysł motoryzacyjny.
Donald Trump raczej nie jest zwolennikiem aut elektrycznych, a na pewno ich wytwarzania kosztem tych pozostałych. Patrząc na to z drugiej strony, największą osobistością, jaka go wsparła był Elon Musk, założyciel Tesli.
I właśnie relacja z ekscentrycznym miliarderem pozwalała przypuszczać, iż nowy prezydent wykona zwrot w stronę aut na prąd. Teraz jednak dochodzą do nas słuchy, że ma zupełnie inne plany i nie zamierza zbaczać z pierwotnego kursu.
Dotacje czy popyt i podaż?
Nie jest tajemnicą, że samochody elektryczne są promowane i premiowane na przeróżne sposoby. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Trump z tym skończy lub wprowadzi znaczące ograniczenia. Czy słusznie? To zależy od punktu widzenia.
Jeżeli ktoś liczy na zwiększenie udziału aut elektrycznych, to dotacje są dobrym pomysłem, tyle że na krótką metę. Pamiętajmy, że nie będą wiecznie. Poza tym, same w sobie uczą społeczeństwo, kiedy kupować auto z napędem akumulatorowym. Do tego, osłabiają wartość takich pojazdów.
Ponadto, to wyjątkowo sztuczne sterowanie rynkiem. To popyt powinien kształtować podaż, a nie normy, które już dawno wymknęły się spod kontroli. I nie chodzi o ideę ochrony środowiska, tylko ideologię doprowadzającą do poważnych problemów gospodarczych.
I Europa jest tego najlepszym przykładem. Tu jednak nastroje polityczne nie są jeszcze tak skrajne, jak za oceanem. Pamiętajmy jednak, że czasami wystarczy jeden bodziec, by lawina ruszyła. Czy jest nim sytuacja w USA? Czas pokaże.
Donald Trump kontra samochody elektryczne
Jak podają zagraniczne media, administracja Trumpa już rozważa zmianę strategii dotyczącej samochodów elektrycznych. Dokument udostępniony przez Reuters sugeruje, że plan jest szeroki i obejmuje zarówno pojazdy, jak i same akumulatory czy stacje ładowania.
Sugeruje on wycofanie wsparcia na samochody elektryczne. Mowa o uldze podatkowej wynoszącej 7500 dolarów. Trudno jednak stwierdzić, czy chodzi o wszystkich producentów. Równie dobrze prezydent może utrzymać wsparcie dla lokalnych marek. To z kolei poprawiłoby sytuację General Motors, Tesli czy Forda.
Plan przejściowy ma obejmować nie tylko ograniczenie dopłat do samochodów na prąd. Cięcia będą dotyczyły także infrastruktury ładowania. Mogą pojawić się również cła na materiały potrzebne do produkcji akumulatorów. Dużą zmianą może być też obniżenie norm „emisji na milę”.
Według Carscoops, Donald Trump chce pobudzić rynek, a przy tym zwiększyć produkcje w amerykańskim przemyśle motoryzacyjnym, dlatego należy zakładać, że większość obostrzeń będzie dotyczyła przede wszystkim zagranicznych firm. Głównym „stratnym” okażą się pewnie Chiny, ale nie należy wykluczyć także utrudnienia handlu Europejczykom. Każdy w końcu broni swojego podwórka. Prawie każdy.
Środki, które zostaną zaoszczędzone, mają zostać przekazane na inne cele. Nieoficjalnie mówi się o obronie narodowej i infrastrukturze krytycznej. To mogłoby potwierdzać opinie geopolityków sugerujących potencjalny, przyszły konflikt na Pacyfiku – między Stanami Zjednoczonymi a Chinami.