w

DeLorean DMC?12 (1981-1982)

3 lipca 1985 roku sale kinowe w Stanach Zjednoczonych pękały w szwach. Ludzie dosłownie walili drzwiami i oknami tylko po to, żeby zobaczyć nowe dzieło Roberta Zemeciksa pt. ?Powrót do Przyszłości?. Kultowa historia opowiadająca o przygodach Marty?ego McFly?a i szalonego naukowca Emmeta Browna zapewniła także swoistą nieśmiertelność niezwykłemu pojazdowi, który ?odegrał? rolę filmowego wehikułu czasu. Był nim DeLorean DMC-12 – samochód, którego historia do dziś wzbudza wiele kontrowersji.

W pogoni za marzeniem
John Zachary DeLorean był człowiekiem sukcesu. Młody, błyskotliwy i energiczny inżynier, który dzięki swoim umiejętnościom i wielkiej charyzmie błyskawicznie wspinał się po szczeblach drabinki prowadzącej na fotel prezesa General Motors. To właśnie on był jednym z głównych inicjatorów powstania pierwszego Muscle Car?a ? Pontiaca GTO. Później (już jako szef Pontiaca) dzięki swoim działaniom doprowadził do zwiększenia sprzedaży samochodów marki aż czterokrotnie. I kiedy wydawało się, że od bycia jednym z najbardziej wpływowych ludzi w tętniącym życiem Detroit dzieli go już tylko krok, nagle zdecydował się odejść z firmy. Zmęczony regułami panującymi w ogromnej korporacji DeLorean zapragnął stworzyć rewolucyjny samochód sportowy, który pozwoliłby mu zapisać się na kartach historii tuż obok takich sław jak Ferdynand Porsche, Enzo Ferrari czy Ferruccio Lamborghini. Wkrótce w jego głowie wykrystalizowała się wizja niedrogiego i bezpiecznego dwuosobowego samochodu wykonanego ze stali nierdzewnej, którego silnik miał znajdować się tuż za plecami pasażerów. Nazwa modelu ? DMC-12 ? wzięła się od docelowej ceny pojazdu, która została ustalona na 12 tyś dolarów. Ambitny Amerykanin wciąż jednak potrzebował kogoś, kto będzie w stanie urzeczywistnić jego wyobrażenia.

 

Z pomocą DeLorean?owi przyszedł słynny włoski stylista Giorgetto Giugiaro, który nie na darmo jest uważany za jednego z najlepszych designerów w historii. Zaprojektowane przez niego futurystyczne nadwozie było jedyne w swoim rodzaju – niski DMC-12 wyglądał bardzo agresywnie i nowocześnie, stając się idealnym materiałem na plakat wiszący w pokoju zafascynowanego motoryzacją dzieciaka. Szczególną uwagę zwracały niebywale efektowne drzwi, które podnosiły się do góry zupełnie jak w słynnym Mercedesie 300 SL ?Gullwing?. Od samego początku DeLorean dumnie zapowiadał, że samochód zostanie naszpikowany najnowocześniejszą technologią ? bezpieczeństwo pasażerom miały zapewniać m.in. poduszki powietrzne, a nowy model miał mieć nadwozie samonośne wykonane z eksperymentalnego tworzywa sztucznego ERM (Elastic Reservoir Moulding), które oprócz obniżenia masy miało pozwolić także wydatnie zmniejszyć koszty produkcji.

 

Pieniądze potrzebne od zaraz
Pierwszy jeżdżący prototyp powstał w październiku 1976 roku i pozwolił DeLoreanowi uzyskać kilka milionów na dalszy rozwój projektu dzięki datkom i depozytom składanym przez zachwyconych celebrytów, przedsiębiorców i dealerów samochodowych, których sympatię zjednał sobie w czasie pracy dla GM. Wciąż jednak było to zbyt mało, aby myśleć o seryjnej produkcji. DeLorean zdawał sobie sprawę, że rozwijanie biznesu w USA nie ma większego sensu z powodu wysokich kosztów, dlatego swojej szansy postanowił szukać w krajach, które desperacko próbowały walczyć z bezrobociem ? liczył na to, że dzięki temu uda mu się wywalczyć korzystne kredyty oraz ulgi podatkowe. Miał rację. Zainteresowanie projektem wykazała m.in. ogarnięta wojną domową z IRA Irlandia Północna oraz ?Portoryko. Pomimo nieprzychylnych prognoz Brytyjczycy postanowili zaryzykować i zaoferowali DeLorean?owi okrągłe 100 mln funtów wyjętych wprost z kieszeni podatników, dodatkowo gwarantując dostęp do niskooprocentowanych kredytów. Nowoczesna i przyjazna środowisku wytwórnia miała powstać w niewielkim powiecie Dunnmury mieszczącym się w zachodniej części Belfastu. Spróbujcie wyobrazić sobie reakcję pozbawionych stałego źródła dochodu mieszkańców na wieść o ogromnej inwestycji, dzięki której dobrze płatną pracę mogło znaleźć dwa tysiące osób. DeLorean stał się dla nich kimś w rodzaju Mesjasza, który przynosił długo wyczekiwaną nadzieję na lepsze jutro.

 

DeLorean chciał żeby firma od razu przynosiła zyski, dlatego DMC-12 musiał być wprowadzony do produkcji jak najszybciej. To oznaczało, że prace projektowe nad samochodem musiały zostać zakończone w rekordowo krótkim czasie ? podczas gdy nawet najwięksi producenci potrzebowali na opracowanie nowych modeli co najmniej pięciu lat, DMC-12 miał być gotowy w ciągu zaledwie 18 miesięcy. Pomimo zatrudnienia kilku świetnych fachowców firma niezwłocznie potrzebowała dobrego partnera rozwojowego. W tym celu John DeLorean zwrócił się do szefa Lotusa, Colina Chapmana, oferując mu w zamian za pomoc ?skromne? 10 mln funtów. Teoretycznie był to strzał w dziesiątkę ? w końcu Lotus oprócz tworzenia zwycięskich bolidów słynął także z produkcji znakomitych samochodów sportowych. Minusem był fakt, że tak naprawdę Lotus pomimo utalentowanego zespołu konstruktorów nie miał żadnego doświadczenia w wielkoseryjnej produkcji. To jednak nie przeszkodziło inżynierom z Norfolk w skutecznym przeforsowaniu swoich rozwiązań. Ostatecznie jedyną rzeczą, która nie uległa modyfikacji było zaprojektowane przez Giugiaro nadwozie, a złośliwi wprost określali DMC-12 jako Lotusa Esprit w sylwestrowym przebraniu. Jednak DeLorean dopiął swego i w styczniu 1981 roku niemożliwe stało się faktem – z taśm świeżo otwartej fabryki zjechał pierwszy ?supersamochód z Belfastu?.

 

Irlandzka Puszka Pandory
Podstawą udanego samochodu sportowego jest oczywiście dobra jednostka napędowa, która w połączeniu ze zbalansowanym zawieszeniem powinna gwarantować odpowiedni dreszczyk emocji. Silnik DeLoreana temperamentem mógł dorównywać co najwyżej emerytowi ucinającemu sobie popołudniową drzemkę na ulubionym fotelu. Początkowo źródłem napędu DMC-12 miał być silnik Wankla opracowywany przez Citroena i NSU, jednak prace nad nim zostały nagle przerwane. W tej sytuacji DeLorean zdecydował się na wykorzystanie stworzonego wspólnymi siłami przez Peugeota, Renault i Volvo motoru V6 o pojemności 2,8 litra. Chociaż zapowiadano że DMC-12 będzie miał moc 200 KM, ostatecznie skończyło się na zaledwie 150 KM. Wersje przeznaczone na rynek amerykański ze względu na bardziej restrykcyjne przepisy były o dodatkowe 20 KM słabsze. Rezultat? Mizerne jak na samochód o wielkich aspiracjach osiągi ? przyspieszenie od 0-100 km/h w 9 sekund (wersja USA ? 10,6 s), prędkość maksymalna ledwie przekraczająca 200 km/h, i cena wynosząca 25 tyś dolarów. Być może z dzisiejszej perspektywy ta kwota wydaje się niezbyt wygórowana, jednak w tamtych czasach za te pieniądze można było spokojnie wybierać między samochodami pokroju Mercedesa SL czy Porsche 911.

 

No dobrze, skoro DeLorean nie był konkurencyjny pod względem osiągów, być może wyróżniał się jakością wykonania? Owszem. Szokująco kiepską. Składana przez niedoświadczonych pracowników pierwsza seria 379 egzemplarzy musiała zostać gruntownie przebudowana w Stanach Zjednoczonych tuż po wyładowaniu ze statku. Panele wykonane ze stali nierdzewnej wyglądały świetnie? dopóki ktoś nie zdecydował się ich dotknąć – ślady po palcach były niezwykle trudne do usunięcia, w dodatku karoseria była wyjątkowo podatna na zarysowania. Drzwi potrafiły się zacinać, skutecznie uniemożliwiając wyjście z pojazdu, którego ponure wnętrze mogło przyprawić o klaustrofobię – doświadczył tego sam John DeLorean, zatrzaśnięty w swoim samochodzie na chwilę przed kolejnym biznesowym spotkaniem. Jakby tego było mało, z powodu nieszczelności w deszczowe dni woda z łatwością przedostawała się do wnętrza, a układ elektryczny chętnie płatał różne figle, doprowadzając właścicieli do czarnej rozpaczy. W tej sytuacji oczywiste wydawało się, że rozsądnie myślący konsument nigdy nie wybierze produkowanego w Irlandii Północnej podobno ?sportowego? samochodu zamiast niemieckiej czy włoskiej konkurencji. Jednak pamiętajmy, że głównym rynkiem zbytu DMC-12 były Stany Zjednoczone – kraj, w którym słowo rozsądek nie jest używane zbyt często, a dobra reklama działa na społeczeństwo jak lep na muchy.

 

Klienci omamieni efektownym wyglądem i udaną kampanią promocyjną szybko połknęli haczyk i wkrótce po DMC-12 ustawiły się kolejki – przez parę miesięcy nowy model był nawet czołówce sprzedaży w swoim segmencie, a firma zaczęła przynosić duży dochód. Spore zainteresowanie spowodowało potrzebę zwiększenia produkcji z 50 do prawie 80 sztuk dziennie, co pozwoliło stworzyć dodatkowe 800 miejsc pracy. Do końca 1981 roku udało się wyprodukować aż 7 tysięcy egzemplarzy DMC-12. W tym czasie model nieustannie udoskonalano ? udało się wyelminować sporą część jakościowych wpadek, zmieniał się także projekt wnętrza i detale nadwozia. I kiedy wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, nagle wizerunek Johna DeLorean?a i jego firmy został poważnie nadszarpnięty – jedna z jego bliskich współpracownic przekazała władzom dowody na to, że pieniądze przeznaczone na finansowanie projektu w dużej części lądują w kieszeni znanego z drogiego stylu życia DeLorean?a, który miał wykorzystywać je do zaspokajania własnych potrzeb. Jednak pomimo mocnych zarzutów dzięki naciskom ze strony rządu dochodzenie szybko umorzono ? zapewne uznano, że dla dobra zatrudnionych w fabryce ludzi lepiej jest zamieść sprawę pod dywan. DeLorean dostał drugą szansę, jednak wkrótce szczęście miało go opuścić na dobre.
Smutny koniec w atmosferze skandalu

 

Wbrew logice powodem upadku DeLorean Motor Company wcale nie była ani absurdalnie wysoka cena, ani słaba jakość wykonania. Głównym winowajcą był? śnieg, który nawiedził Stany Zjednoczone w grudniu 1981 roku. W wyniku ogromnych śnieżyc spora część kraju została kompletnie sparaliżowana na kilka dni. Ciężko sobie wyobrazić, żeby ktokolwiek w obliczu takiej klęski żywiołowej myślał o zakupie jakiegokolwiek samochodu, tym bardziej drogiego DMC-12. W rezultacie dosłownie w przeciągu jednej nocy firma utraciła całą płynność finansową. Pozbawiony wsparcia rządu DeLorean postanowił działać na własną rękę, rozpoczynając trwająca wiele miesięcy krucjatę mającą na celu znalezienie inwestora. Niestety, kolejne negocjacje mimo obiecujących początków nie przynosiły żadnych efektów. W tym czasie nastroje w Dunnmury stawały się coraz gorsze ? rozpoczęła się nieunikniona fala zwolnień, która była jednym z powodów trwającego kilka dni strajku okupacyjnego. Prawdziwym gwoździem do trumny DMC stał się udział zdesperowanego Johna DeLoreana w sprytnie ustawionym przez FBI spotkaniu, które poskutkowało oskarżeniem go o próbę handlu narkotykami w celu odniesienia zysku. Po krótkim pobycie w więzieniu DeLoreana po raz kolejny uniewinniono, jednak na dobre utracił wizerunek wiarygodnego i solidnego partnera biznesowego. Stało się jasne, że na ratunek DMC jest już za późno. Ostatecznie bramy zakładu zamknięto pod koniec 1982 roku po wyprodukowaniu około 9000 egzemplarzy DMC-12.

 

?Życie po śmierci?
Występ w trylogii ?Powrót do Przyszłości? przyniósł DMC-12 ogromną sławę i zjednał modelowi oddaną rzeszę fanów. Dzięki temu DeLorean stał się jednym z najbardziej rozpoznawalnych samochodów świata i obiektem pożądania wielu kolekcjonerów. Do dziś efektowny samochód chętnie wykorzystywany jest m.in. przy produkcji teledysków ? ostatnio można było go zobaczyć w klipie hitowego kawałka ?Thrift Shop? wykonywanego przez Macklemore?a. Prawa i znaki handlowe DeLorean Motor Company wykupił Stephen Wynne, który w 1995 roku w Texasie założył firmę specjalizującą się w naprawach, modernizacjach i budowie DMC-12 z oryginalnych części zamiennych zalegających w magazynach rozsianych po całych Stanach Zjednoczonych. Ostatnio zajmuje się także sprzedażą DeLoreanów które przed upadkiem firmy w latach 80-tych nigdy nie dotarły do swoich właścicieli, dlatego dysponując odpowiednią kwotą możemy stać się właścicielami fabrycznie nowego DMC-12. Od 2008 roku klienci mogą zamówić także wersję napędzaną silnikiem elektrycznym. Założyciel DMC, John DeLorean, jeszcze przez wiele lat wielokrotnie stawał przed różnymi sądami i aż do śmierci w 2005 roku próbował gromadzić kapitał na nowe motoryzacyjne projekty. Żaden nie doczekał się realizacji.

 

DeLorean DMC-12 bez wątpienia jest jednym z nielicznych samochodów, które potrafią wzbudzić pozytywne emocje w każdym – niezależnie od wieku, płci czy zainteresowań. Był powodem do dumy pracowników fabryki w Dunnmury, którzy do dziś ze wzruszeniem wspominają tamten krótki okres jako jeden z najlepszych epizodów swojego życia. Chociaż DMC-12 nigdy nie spełnił pokładanych w nim nadziei, z pewnością zasłużył sobie na miano motoryzacyjnej legendy ? pomimo wielu wad ma w sobie to ?coś?, co sprawia, że ciągle wydaje się pojazdem żywcem wyjętym z szalonego opowiadania z gatunku science fiction. Szkoda tylko, że zabrakło w nim szczęśliwego zakończenia.

 

Tekst: Daniel Banaś
Zdjęcia: DeLorean

Avatar photo

Napisane przez Wojciech Krzemiński

Jestem dziennikarzem motoryzacyjnym i przedsiębiorcą. Od 2012 roku prowadzę NaMasce.pl. Tworzę dla Was materiały o tematyce samochodowej i motocyklowej, ale też zaglądam do światów technologii, fotografii i biznesu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

„Krew za punkty” – inicjatywa PJN

Takuya Izawa nową bronią zespołu Honda Racing Team JAS