Amerykańska marka od początku swojego istnienia stara się wprowadzać liczne innowacje. Towarzyszy temu spora krytyka ze strony przeciwników, czego przykładem mogą być niepochlebne opinie na temat systemu autonomicznej jazdy.
Tworzenie i udostępnianie zaawansowanych rozwiązań bywa kosztowne i ryzykowne, co w gruncie rzeczy zasługuje na uznanie. Okazuje się jednak, że potentat motoryzacyjny miał spore kłopoty ze znacznie prostszymi podzespołami. Według zagranicznych mediów, Tesla okłamywała klientów, by ograniczyć straty.
O co tu chodzi? Niektórych może zaskoczyć, że bardzo dużym problemem dla firmy była konstrukcja zawieszenia, która podobno została stworzona z wadliwych elementów. Przedstawiciele marki publicznie dementowali te informacje, ale Reuters dotarł do dokumentów, które sugerują, że nie było to uczciwe działanie.
Tesla okłamywała klientów? Dokumenty komplikują sprawę
Ze wspomnianych dokumentów ma wynikać, że amerykański producent wykrywał na bardzo wczesnym etapie awarie wahaczy przednich i tylnych, półosi, a nawet przekładni kierowniczych. Zostały one określone jako wadliwe.
Reuters jednocześnie sugeruje, że Tesla okłamywała klientów, bo starała się przerzucać koszty z tym związane właśnie na nich. Próbowała (wielokrotnie skutecznie) ich przekonywać, że zmiana konkretnych części będzie opłacalna w dłuższej perspektywie.
Jedna z analiz, do której dotarły media zakłada, że między styczniem 2021 a marcem 2022 Tesla wymieniła 66 tysięcy półosi oraz 120 tysięcy górnych wahaczy – warto podkreślić, że na całym świecie.
>Oto Tesla Cybertruck 2024. Kosztuje dużo więcej, niż miała
Wspominane podzespoły miały ulegać uszkodzeniom po zaledwie kilku miesiącach od momentu dostarczenia pojazdów. Jedną z najbardziej kontrowersyjnych wzmianek w znalezionych dokumentach jest notatka instruująca techników serwisowych, jak przypisać usterki i awarie klientom. Mieli oni argumentować je nieprawidłową jazdą lub konsekwencjami innych uszkodzeń.
Zawieszenie miało być na tyle problematyczne, że w 2018 roku wygenerowało koszty napraw wynoszące 263 miliony dolarów. Co ciekawe, organy państwowe dostrzegły problem, czego przykładem są Chiny, które zmusiły Teslę do wycofania wadliwej serii w 2020 roku. W Europie i Stanach Zjednoczonych nie doszło do podobnych historii, ponieważ Tesla miała skutecznie przekonywać, że Chińczycy są w błędzie.
Zagrożenie bezpieczeństwa
Sprawa zrobiła się jeszcze głośniejsza, dlatego zajęła się nią NHTSA, czyli Krajowa Administracja Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego w Stanach Zjednoczonych. Eksperci badają wspomniane części i przepytują użytkowników.
Tesla miała pokryć część kosztów związanych z wadliwym wolumenem elementów zawieszenia, ale raport Reutersa jednoznacznie sugeruje, że miliony wadliwych aut tego producenta wciąż jeździ po drogach, co może zagrażać użytkownikom.

Tesla ma więc duży problem, mimo że sugerowała finał sprawy w 2022 roku. Konsumenci wciąż informują o kłopotach z zawieszeniem – na tyle dużych, że niektórzy starają się szybko pozbywać swoich egzemplarzy. To nie wpływa pozytywnie na wizerunek firmy.
Jeden z klientów opowiedział własną historię ze swoim Modelem Y z 2023 roku. Zawieszenie w jego samochodzie „padło” po przejechaniu 185 kilometrów – w ciągu 24 godzin od odbioru. Mężczyzna stracił kontrolę nad pojazdem, ale na szczęście nic się nie stało.
Praktycznie nowy samochód wrócił na serwis, gdzie spędził 40 godzin. Koszt naprawy sięgnął, uwaga, 14 tysięcy dolarów. Gwarancja? Nie bądźmy naiwni. Producent zrzucił winę na użytkownika sugerując „wcześniejsze” uszkodzenie zawieszenia – przypomnijmy, że dzień po odbiorze. Zirytowany klient sprzedał swoje auto ze stratą 10 tysięcy dolarów.