Nie od dziś wiadomo, że polscy blacharze i szeroko pojęci „naprawiacze” samochodów powypadkowych bywają niczym prawdziwi artyści sztuki alternatywnej.
Ich dzieła nierzadko należą do kategorii o nazwie „klasyczny nieład”. Pod tym ambitnym, niekonwencjonalnym określeniem, kryją się artystyczne konwenanse i bunt przeciwko normalności. A tak poważnie, to tzw. „trumny na kołach”.
Niektóre samochody po poważnych zderzeniach są ratowane „po taniości”. Część z nich w ogóle nie powinna wracać na drogi, ale ktoś widzi w nich łatwy zarobek. Niestety, nierzadko ma to bardzo kiepski finał.
Oto przykład samochodu, który zostawia na drodze cztery ślady. Serio. Auto jest tak krzywe, że ujawnia to nawet oko kamery samochodowej. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że nie można utrzymać go we właściwym torze jazdy. Niektórzy widzą tu jedynie problem ze zbieżnością, ale wydaje się, że odpowiednia geometria w serwisie niewiele by wniosła.
Co chwile potrzebne są kontry. Jeżeli dorzucimy do tego zimowe warunki pogodowe, to robi się naprawdę niebezpiecznie. Prowadzenie tego samochodu musiało być dla kierowcy naprawdę dużym wyzwaniem.
Fakty są jednak takie, że pojazd nie powinien przejść przeglądu będąc w tym stanie. Stanowi zagrożenie dla kierowcy i pasażerów oraz wszystkich znajdujących się w najbliższym otoczeniu.
Trudno uwierzyć, że ktoś decyduje się na jazdę takim składakiem. Warto w tym miejscu dodać, że druga, nawet niegroźna kolizja może przerodzić się w wypadek, ponieważ tak złożona konstrukcja z pewnością nie pochłonie energii uderzenia we właściwym stopniu.