Testy zderzeniowe są niezwykle istotne z perspektywy bezpieczeństwa. To one ujawniają reakcje aut podczas wypadków i kolizji.
Technologia z tym związana rozwija się stopniowo, podobnie jak poziom zaawansowania samych samochodów. W latach 90. nie było takiego nacisku na ochronę kierowcy i pasażerów, ale i tak widać było wyraźny postęp w porównaniu do starszych konstrukcji.
>Szlachetna decyzja policjanta: celowa czołówka z jadącym pod prąd (wideo)<
Nie jest jednak tajemnicą, że to te największe i najbardziej prestiżowe modele oferowały najwyższy poziom bezpieczeństwa. Reprezentanci segmentów A i B oferowali natomiast warunki, które dziś uznalibyśmy za spartańskie. Niestety, dotyczyło to też odporności na zderzenia.
Klasa S kontra Corsa
Nawet jakby topowe limuzyny i samochody miejskie nie różniły się specjalnie pod względem konstrukcyjnym, to i tak te większe pojazdy miałyby większe szanse przetrwania zdarzenia. To oczywiście zasługa masy własnej i stref zgniotu.
>Karkołomne wyprzedzanie na śliskiej drodze: Czołówka z Seicento (Video)<
Różnice w zaawansowaniu technologicznym były jednak znaczące, co odzwierciedla test zderzeniowy Klasy S (W140) z Corsą B. Wytworzona przez czołówkę energia była na tyle duża, że kabina miejskiego auta została wyraźnie zniekształcona. Trudno byłoby wyjść bez szwanku z takiego wnętrza.
>Toyota Corolla 1998 vs 2015 – test zderzeniowy (Video)<
Mercedes zdołał natomiast przetrwać bez naruszenia środka. Wszyscy podróżni znajdujący się w niemieckiej limuzynie nie mieliby kłopotu z samodzielnym opuszczeniem pojazdu. Nowe modele są znacznie bezpieczniejsze od tych biorących udział w tym porównaniu, ale różnice w masach i gabarytach wciąż mają znaczenie podczas zderzeń. Warto o tym pamiętać i nie sugerować się jedynie gwiazdkami zdobytymi w testach.