Braki śniegu i obfitych opadów deszczu nie oznaczają, że nawierzchnia oferuje odpowiednią przyczepność.
Woda może pozostawiać w rowkach asfaltu przez wiele godziny. Jeżeli dojdą do tego ujemne temperatury, to robi się skrajnie niebezpiecznie. Najgorsze jest to, że często niewiele wskazuje na tak trudne warunki.
To efekt tak zwanego czarnego lodu. Jest to niewielka warstwa zamarzniętej wody, której zwyczajnie nie widać. Kierowcy często nie są świadomi, że podróżują właśnie po niej, dlatego nie dostosowują prędkości do sytuacji. Nierzadko zdarza się, że lekceważą nawet wymianę opon na zimowe, co potęguje zagrożenie.
Efekt czarnego lodu
W tym przypadku było podobnie. Użytkownik Chevroleta Lacetti przekonał się na własnej skórze, czym jest czarny lód. W pewnym momencie stracił panowanie nad swoim samochodem. Mimo iż próbował przywrócić kontrolę, skończył uderzeniem w barierki.
Dwaj inni użytkownicy drogi zdążyli spokojnie wytracić prędkość i uniknąć zagrożenia. Niestety, kolejni kierowcy zbyt późno orientowali się, co ich czeka. Jeden z nich wjechał na teren stacji paliw, a następnie uderzył w słup oraz auto osobowe. Kolejny z nich doprowadził do kolizji z pojazdem, od którego wszystko się zaczęło.
Na nagraniu słychać także jeszcze jedno zderzenie, choć nie wiadomo, gdzie dokładnie do niego doszło. Wydaje się, że nagrywający znajdujący się w pojeździe ciężarowym mógł zjechać na pobocze, żeby nie generować większego zagrożenia.