Wojciech Krzemiński
Śliska nawierzchnia nie musi być od razu rozpoznawalna. Bardzo często dowiadujemy się o jej istnieniu dopiero podczas hamowania.
Jednym z przykładów jest gołoledź, czyli gładka, bardzo cienka i przezroczysta warstwa lodu pokrywająca drogę. Powstaje wtedy, gdy deszcz i mżawka (ewentualnie mgła), opada na jezdnię, przy temperaturze niższej niż zero stopni Celsjusza. Niejednokrotnie kończy się to kolizjami, a nawet wypadkami.
To samo dotyczy tzw. ślizgawicy, które ma związek z zamarzaniem cienkiej warstwy wody powstałej na nawierzchni. Takie zjawisko zazwyczaj pojawia się, jak dochodzi do krótkotrwałej odwilży. Efekt jest jednak ten sam, czyli czarny lód, który wygląda niepozornie, a tworzy bardzo duże niebezpieczeństwo.
>>>Audi, parking, śnieg i próby driftu: Gdyby tylko nie latarnia… (Video)<<<
W takich warunkach każdy uczestnik ruchu ma problemy z przemieszczaniem się – od pieszego po kierowcę. Ta użytkowniczka Lincolna przekonała się o tym na ulicy, przy której mieszkała. Nagranie z monitoringu ujawniło, jak jej auto zaczęło się ślizgać bez jakiejkolwiek kontroli.
Kobieta trzymała hamulec w podłodze, ale to nic nie dawało, podobnie jak nowe opony. Musiała więc czekać aż jego pojazd w końcu złapie przyczepność albo… uderzy w jakąś przeszkodę. Samochód obrócił się o 180 stopni, ale na szczęście udało się uniknąć kolizji. W końcu się zatrzymał – kilkanaście metrów niżej. Nie wiadomo, czy pani kontynuowała jazdę, czy wolała zaczekać na pomoc. Być może znalazła inną drogę, która nie była tak śliska lub pochylona. Niedawno czarny lód doprowadził do karambolu.
