Teoretycznie, technologia idzie do przodu z każdą dekadą. Nie dotyczy to jednak wszystkich dziedzin.
Z niektórych rozwiązań już dawno zrezygnowano. I nie chodzi o to, że były nieskuteczne. W grę wchodziły jednak koszty ograniczające lub niwelujące opłacalność. Świetnym tego przykładem może być francuska marka i jej innowacyjna hydropneumatyka. Takiego zawieszenia już nikt nie robi i nic nie wskazuje na to, by ta sytuacja odmieniła się kiedykolwiek.
Kiedyś Citroenem dało się jeździć na trzech kołach. Wyjątkowość „zawiasu” francuskich inżynierów do dziś może zadziwiać. Nie tylko w ramach samej ciekawostki, ale też niedoścignionego efektu.
Zawieszenie Citroena – więcej bezpieczeństwa
W sieci można znaleźć mnóstwo materiałów, które pokazują, że Citroeny potrafiły jeździć bez jednego koła. Wszystko za sprawą hydropneumatycznego zawieszenia, które można było stabilizować, obniżać i podnosić. Ten konkretny patent dotyczył akurat możliwości wymiany koła bez użycia podnośnika, ale kierowcy z Bliskiego Wschodu, jak zwykle zaprezentowali swoją interpretację unikatowego gadżetu.
Na nagraniu z lat 90. widać, jak Citroen Xantia bez problemu utrzymuje się na trzech kołach, choć warto dodać, że jazda ma miejsce na prostej drodze. Mimo tego, większość samochodów nie zdołałaby powtórzyć takiego wyczynu. Poza tym, prędkości były wysokie.
Dotyczy to również słynnego testu łosia, w którym wziął udział Citroen Xantia Activa. Model posiadający wyjątkowe zawieszenie wyznaczył rekord prędkości podczas próby gwałtownej zmiany toru jazdy i od ponad dwóch dekad nie został pokonany. Do jego wyniku nie zbliżyły się ani auta sportowe, ani miejskie.
Hydropneumatyka należała do skomplikowanych i kosztownych rozwiązań, ale wydaje się, że jej możliwości zapewniały wszystko, czego tak naprawdę trzeba – komfort i bezpieczeństwo. Gdyby utrzymano te konstrukcje „przy życiu” byłoby na pewno lepiej, bo inżynierowie skupiliby się na ich rozwoju. Można więc podejrzewać, że udałoby się uzyskać wyższy poziom niezawodności. Niestety, te czasy już raczej nie wrócą. A szkoda…