Obfite opady śniegu przyciągają fanów kuligu. Nie każdy jednak organizuje go w bezpieczny sposób.
Wśród zwolenników takiej rozrywki są osoby żądne dużej adrenaliny. Niestety, wpadają one na skrajne pomysły, które zazwyczaj mają niewiele wspólnego z rozsądkiem. Wydaje się, że ciągnięcie sanek za autem przy 160 km/h to dobry tego przykład.
Kierowca Audi postanowił rozpędzić się do wysokiej prędkości na pustym, płaskim i zaśnieżonym terenie. Podejrzewamy, że było to zamarznięte jezioro. Jazda po tafli lodu wydaje się ekstremalnym ryzykiem. Pamiętajmy, że na niektórych fragmentach zbiornika wodnego może mieć ona znacznie mniejszą warstwę.
Realizacja ryzykownego planu
Mimo realnego zagrożenia, do auta podpięto sanki. Jeżeli wzrok nas nie myli, wykorzystano do tego zwykłą, bardzo krótką linkę. Z jednej strony zmniejszała one opory powietrza, z którymi musiał walczyć użytkownik sanek, ale z drugiej ograniczała czas reakcji w razie wystąpienia nieprzewidzianych zdarzeń (np. nagłego wytracania prędkości).
Saneczkarz miał na sobie zimowy strój, google i kask. Wydaje się jednak, że to niewielka ochrona w takich okolicznościach. Ostatecznie, udało się uniknąć wypadku i osiągnąć cel. Było to jednak skrajnie niebezpieczne i nieodpowiedzialne, dlatego apelujemy, by nie powielać takich pomysłów.
Auto rzeczywiście zostało rozpędzone do około 160 km/h (wskazania prędkościomierza). Amatorskie nagranie wydaje się to potwierdzać. Kierowca niemieckiego auta na szczęście nie zwolnił za gwałtownie i nie wpadł w poślizg, co zapobiegło potencjalnym konsekwencjom.
W takich okolicznościach nietrudno jednak o błąd, który zaowocuje utratą panowania nad pojazdem. Apelujemy raz jeszcze: nie powtarzajcie takich pomysłów! Ciągnięcie sanek za autem nawet przy znacznie niżej prędkości jest dużym niebezpieczeństwem.