Chińscy producenci samochodów od dekad wzorują się na europejskich potentatach. Czy przynosi to efekty?
Słowo „wzorują” jest oczywiście bardzo delikatne. Nierzadko są to mniej lub bardziej udane „klony” mające zachęcić tę grupę nabywców, której nie zależy na znaczku. Nie zawsze jednak chodzi jedynie o logo.
Nie jest tajemnicą, że chińskie auta przez lata odbiegały jakością od tych ze Starego Kontynentu. Dziś jednak jest już trochę inaczej. Tamtejsze marki mają dostęp do najnowszych technologii. Często należą do tych samych koncernów, co renomowane firmy z innych zakątków świata. To sprawia, że łatwiej im stworzyć coś, co ma zadatki na konkurencyjność.
Chińska limuzyna – konkurentka Klasy S
W poniższym materiale możecie poznać Hongqi H9. Pod tą typowo azjatycką nazwą kryje się flagowa limuzyna marki, która raczej nie jest znana poza rodzimym rynkiem. Niektórzy mogą jednak pamiętać wstawki z programów motoryzacyjnych – o Hongqi mówił nawet Jeremy Clarkson.
Już sama stylistyka napawa optymizmem. Owszem, czuć inspirację Mercedesem, Maybachem i BMW, ale w takim stopniu, że nie to nie przeszkadza. Sama sylwetka też jest niezła – ma elegancką, klasyczną formę, ale nie brakuje w niej nowoczesnych detali.
Kluczem do sukcesu ma być jednak wnętrze. Auto jest znacznie lepiej wykonane, niż można było się spodziewać. Podróżni mogą liczyć na bardzo dużą przestrzeń w obu rzędach, regulowane siedzenia z tyłu i najnowsze zdobycze z dziedziny multimediów.
Czy chińskie limuzyny zdobędą równie duże zaufanie, co europejska konkurencja? Jeżeli tak, to nie wcześniej niż za 2-3 dekady, ale wydaje się, że są na dobrej drodze.