Elektryczne układy napędowe są zazwyczaj szczelnie zabezpieczone, by nie dostawała się do nich woda. Według niektórych ma to sprawiać, że można uniknąć potencjalnych skutków powodzi, które dotkną każdego właściciela samochodu spalinowego.
Pewien youtuber postanowił udowodnić wyższość swojego amerykańskiego auta na prąd pokonując nim specjalnie stworzone bajoro o głębokości dwóch metrów. Warto w tym miejscu podkreślić, że cała akcja była przeprowadzona we wrześniu 2022 roku.
Niestety, materiał nie ujawnia, czy Tesla „płynęła”, czy koła jednak dotykały podłoża i stykały się z dnem. To jednak bez znaczenia. Auto zdołało wydostać się z wody, choć trzeba podkreślić, że dysponowało dodatkowymi uszczelnieniami kabiny. Aczkolwiek i tak nie udało się wszystkiego zabezpieczyć.
A teraz przejdźmy do konsekwencji. Owa wyższość nad samochodami spalinowymi zakończyła się sporymi uszczerbkami na budżecie oraz towarzyszącą temu frustracją. Dlaczego? Youtuber postanowił wszystko ujawnić w social mediach.
Okazało się, że do obu silników dostała się woda, dlatego konieczna była ich wymiana. Koszt? No cóż, 15 tysięcy dolarów, co przy aktualnym kursie (4,37) oznacza wydatek 65 550 złotych. A to jeszcze nie jest koniec.
Wbudowany system GPS przestał działać. Nie funkcjonuje również prędkościomierz. Co więcej, są inne usterki, ale serwis Tesli nie jest w stanie ich zdiagnozować, a co za tym idzie – naprawić. Żeby było jeszcze barwniej, producent unieważnił gwarancję. I trudno się dziwić.
Brawurowa głupota youtubera udowodniła, że samochód elektryczny nie jest amfibią. Szok! Nie wiedzieliśmy, że ludzie mogą tego nie wiedzieć. Należy w tym miejscu dodać, że mowa o Tesli Model S Plaid, czyli praktycznie topowym produkcie tej firmy. Pół miliona złotych wymyła woda. Jak widać, pieniądze nie zawsze idą w parze z rozsądkiem.