Formuła 1 nie jest sportem opartym jedynie na umiejętnościach kierowcy. Tu wchodzą w grę liczne aspekty, które determinują wybory i strategie. Przekonał się o tym utalentowany Hiszpan.
Carlos Sainz jest jednym z najsolidniejszych kierowców w aktualnej stawce. Nie ma tak dużego talentu, jak Charles Leclerc, ale posiada znacznie odporniejszą psychikę, a przy tym jest bardziej regularny od swojego monakijskiego kolegi. Mimo tego, nie zdołał utrzymać swojego miejsca i został zmuszony do zmiany barw.
Gdy Ferrari ogłosiło, że „dogadało się” z Lewisem Hamiltonem, było już jasne, że Hiszpan nie otrzyma nowej propozycji kontraktu. Wtedy też zaczęły się plotki i przymiarki do najważniejszych zespołów. W grę wchodziły takie opcje, jak roszada z Mercedesem (Sainz za Hamiltona) oraz zastąpienie Pereza w Red Bullu.
Wydaje się, że Sainz poradziłby sobie w obu zespołach i mógłby zdobyć spoko punktów. Dlaczego więc nie dostał swojej szansy? W przypadku Mercedesa może chodzić o za krótki kontrakt. Jest niemal pewne, że po roku zostałby zastąpiony przez juniora Toto Wolffa, Kimiego Antonellego. Niewykluczone, że debiutant jest od razu przypisywany do tego miejsca już od sezonu 2025, co eliminowałoby jakiekolwiek możliwości negocjacji.
W przypadku Red Bulla sytuacja jest bardziej skomplikowana. Akademia mistrzowskiego zespołu ma tworzyć i wyłaniać największe talent, ale historia pokazała, że żaden nie zdołał dotrzymać kroku Verstappenowi. I lista już się skończyła. Wprowadzono więc Pereza (zupełnie z zewnątrz), który miał być dobrym partnerem. Jego forma jest jednak znikoma. Problem w tym, że Ricciardo (przymierzany do powrotu) rozczarowuje, a Tsunoda wciąż jest niestabilny. Na horyzoncie jest jedynie Lawson, ale to wielka niewiadoma.
Red Bull mógłby zatem pożegnać się z Perezem i zaprosić Sainza. Ogłoszono jednak przedłużenie kontraktu z tym pierwszym. Trzeba jednak zaznaczyć, że nawet jakby zrezygnowano z usług Meksykanina, to szansę dostałby najpewniej któryś z wyżej wymienionej trójki. Dlaczego? Sainz nie jest przesadnie lubiany przez Verstappena. Wbrew pozorom, ma to znaczenie.
Jeśli okazałby się prawie tak samo szybki, to mogłoby dojść do wewnętrznej rywalizacji, a nawet destrukcji. Historia zna takie przypadki. Red Bull ma swojego priorytetowego kierowcę i nie zamierza pozwolić na jego podgryzanie. Jakby tak miało być, to zostałby zakontraktowany Alonso. Podejrzewamy jednak, że sami Verstappenowie tego nie chcieli.
Carlos Sainz w Williamsie
Hiszpan nie miał więc propozycji, by dołączyć do którejś z czołowych ekip – przynajmniej na tym etapie. Jego wybór był ograniczony do zespołów z tej gorszej połowy. Odrzucił Saubera, który nie jest na tym etapie bezpieczną propozycją. Team, który zostanie wkrótce przejęty przez Audi nie zdobył w tym sezonie żadnego punktu.
Po za kontraktowaniu Bearmana i Ocona w Haasie, został już tak naprawdę tyły tak naprawdę tylko Williams i Alpine. Ten drugi team, jeszcze jako Renault, pozbył się Sainza kilka lat temu. Można więc uczciwie przyznać, że bardzo dobry i solidny kierowca będzie w zespole poniżej jego możliwości i oczekiwań.
To jednak nie oznacza, że nie może zdobywać punktów. Williams odbił się od dna i ma szansę na bycie teamem środka stawki. Sainz może być lepszym kierowcą od Albona, co może zaowocować naprawdę niezłym rezultatami.
Zaraz po ogłoszeniu kontraktu z Williamsem, pojawiły się plotki o teoretycznej klauzuli, która miałaby pozwalać, do pewnego momentu, zerwanie podpisanych warunków. Czy Carlos Sainz liczy jeszcze na zwrot akcji? Niewykluczone, że tak. Jeśli Perez będzie zawodził na całej linii (podobnie jak reprezentanci Visa Cash App RB) albo Antonelli nie przekona Wolffa, to może dojść do transferu lub roszady (szczególnie w tym drugim przypadku). Trzeba więc zaczekać na rozwój sytuacji.