Na Zachodzie również często dochodzi do niebezpiecznych sytuacji drogowych. Kolejna z nich miała swój finał w sądzie.
Wszystko za sprawą 23-latka z Ludwigsburga (niewielkiego miasta znajdującego się obok Stuttgartu). Mężczyzna przebywał na jednym z publicznych placów, gdzie postanowił „spalić gumę”. Na miejsce została wezwana policja. Cała sytuacja skończyła się wyrokiem.
Młody chłopak postanowił popisać się przed znajomymi i brawurowo uciec przed policją. Co ciekawe, udało mu się to. Jak oznajmił mundurowy, nie mógł nadążyć za mężczyzną, mimo że radiowóz posiadał 192 konie mechaniczne. Funkcjonariusz odpuścił w mieście przy 120 km/h, bo stwierdził, że będzie swoim zachowaniem generował jeszcze większe zagrożenie.
Pościg ulicami Ludwigsburga był bardzo niebezpieczny. Ustalenie sprawcy nie było trudne. Młody kierowca został oskarżony o ucieczkę, jazdę po chodnikach i lekceważenie czerwonych świateł. W sądzie jednak temu zaprzeczał.
Surowy wyrok – bardzo słuszny
23-latek przyznał się do przekraczania prędkości. Tłumaczył to stresem związanym z pandemią. Sąd przyznał mu wizytę u psychologa drogowego zanim został wydany wyrok. Jak się okazało, to niewiele pomogło sprawcy niebezpiecznych zdarzeń.
Sędzia Anne Bollacher nakazała odebrać mu prawo jazdy na rok i nałożyła grzywnę w wysokości 7000 euro (32 200 złotych przy kursie 4,60). Co więcej, sąd zobowiązał 23-latka do sprzedaży jego samochodu w ciągu trzech miesięcy. Jeżeli tego nie zrobi, to BMW zostanie skonfiskowane. Stanowcza walka z piractwem drogowym jest słusznym podejściem.