Świat motoryzacji stanął na głowie. Samochodami sportowymi nazywane są SUV-y. Kiedyś było to nie do pomyślenia. My jednak wolimy określenie „usportowione”, bo pasuje znacznie lepiej do takich kolosów.
Dlaczego? Pamiętajmy, że sportowe auto to nie tylko dobre osiągi. Ważne są także inne aspekty wpływające na jazdę. Krótko mówiąc, muszą dobrze skręcać i tak też hamować. Prezentowane modele nie mogą więc równać się ze swoimi mniejszymi „braćmi” (na przykład M4 lub Huracanem), bo na torze nie mają z nimi najmniejszych szans, co ma związek z gabarytami, środkiem ciężkości i masą własną.
Niemniej jednak budzą zainteresowanie klientów, którzy nie mogą pozwolić sobie na ciasne nadwozie. Szukają więc kompromisu i znajdują je zazwyczaj w SUV-ach. No cóż, taka moda. My wolelibyśmy znacznie bardziej M5. Ale do rzeczy…
BMW X7 M60i skrywa podwójnie doładowaną jednostkę 4.4 V8, która generuje 530 koni mechanicznych i 750 niutonometrów. Przenoszeniem mocy na obie osie zajmuje się ośmiobiegowa przekładnia automatyczna. Masa własna? Aż 2675 kilogramów. Jak taki model otrzyma napęd elektryczny z ciężkimi bateriami, to będzie trzeba mieć prawo jazdy na ciężarówki (kategorię C), by móc go prowadzić. Ale to taka mała dygresja…
Przejdźmy do włoskiego konkurenta. Lamborghini Urus posiada podwójnie doładowaną jednostkę 4.0 V8, która oddaje do dyspozycji użytkownika 650 koni mechanicznych i 850 niutonometrów. Moc trafia na obie osie również za pomocą ośmiobiegowego automatu. Całość waży jednak mniej, bo Urus jest dużo mniejszy. Jego masa własna sięga 2199 kilogramów.
Teoretycznie, BMW X7 M60i nie ma szans z lżejszym, a przy tym znacznie mocniejszym modelem włoskiej marki. Pytanie brzmi, jaka będzie różnica na mecie? Czy siedmiomiejscowy kolos rzeczywiście zostanie w tyle? Wynik może niektórych zaskoczyć, podobnie jak sam start.