Wojciech Krzemiński
Przemysł motoryzacyjny zmienia się w szybkim tempie. Nie jest to do końca naturalna transformacja, tylko wymuszony trend związany z ekologicznym lobby i polityką Unii Europejskiej.
Niektórzy producenci widzą w tym jednak przyszłość. BMW M przewiduje wzrost sprzedaży swoich aut elektrycznych. Już w 2028 mają one zdetronizować pojazdy spalinowe i hybrydowe typu PHEV. Czy to możliwe?
Oczywiście, tym bardziej, że cały bawarski koncern zamierza do 2030 roku sprzedaż 10 milionów aut na prąd. Taki wynik odzwierciedla plany dotyczące całej gamy modelowej. Konserwatywni klienci raczej nie będą zachwyceni. Przypomnijmy, że Unia Europejska wprowadzi zakaz sprzedaży nowych samochodów spalinowych w 2035 roku. Czeka nas nowa rzeczywistość.
BMW M przewiduje wzrost sprzedaży „elektryków”
Według działu sportowych modeli „M”, w 2028 udział elektrycznych modeli tej gamy będzie wynosił ponad 50 procent. Tym samym przewyższy zarówno samochody na benzynę, jak i olej napędowy. Spalinowe pojazdy mają mieć zaledwie 10 procent rynku. Pozostałe udziały zagospodarują hybrydy.
I nie jest to plotka, tylko informacja przekazana przez samego Franka van Meela, szefa bawarskiej marki. Pojawiła się ona podczas prezentacji modeli M2 i XM. W tym momencie gama elektrycznych BMW M obejmuje i4 M50 oraz iX M60, a wkrótce zostanie poszerzona o i5 M60 oraz i7 m70, czyli dwa duże sedany.
Firma przewiduje wzrost popytu na elektryczne auta sportowe, dlatego przygotowuje się do zwiększenia produkcji. To też oznacza, że BMW patrzy zaskakująco optymistycznie na eksploatację pojazdów elektrycznych, infrastrukturę dotyczącą ładowania i ceny prądu.
A teraz spójrzmy prawdzie w oczy. Koszt ładowania samochodu elektrycznego na stacji komercyjnej (a nie w domu) przewyższa kwotę, jaką trzeba by przeznaczyć na spalanie silników V6, a może i V8. Co więcej, czas oczekiwania jest wciąż znacznie dłuższy. Duże samochody na prąd nie są ekologiczne, bo zużywają sporo energii, szczególnie na autostradach i drogach szybkiego ruchu, gdzie osiąga się wyższe prędkości. Jeżeli doliczymy do tego wyraźną różnice w cenie nabycia takiego auta, to nietrudno dojść do wniosku, że na tym etapie jest to inwestycja nieopłacalna.
Nie można wykluczyć, że technologia pójdzie do przodu. Jeżeli auta elektryczne będą tanie, ekologiczne, praktyczne i przyjazne w eksploatacji, to nie będzie powodów, by się przed nimi bronić. Póki co nie są w stanie zastępować modeli spalinowych. Koniec, kropka.
I tu powróćmy do BMW. Marka może osiągnąć nawet 100-procentowy udział aut elektrycznych w szybszym czasie. Wystarczy, że zlikwiduje modele spalinowe i pozostawi te na prąd. Proste? Proste. Wzrost udziału rynkowego pojazdów zero-emisyjnych ma związek ze zwiększeniem ich oferty i zmniejszeniem gamy aut hybrydowych oraz spalinowych. Jesteśmy ciekawi, jakie byłyby wyniki sprzedaży, jeśli równocześnie by oferowano taką samą liczbę hybryd, aut elektrycznych oraz spalinowych – bez dopłat, przywilejów, kampanii lobbystycznych i ukrywania faktów.
Samochody elektryczne mogą zdominować rynek, ale bezpieczniej dla klienta byłoby, gdyby zrobiły to w sposób naturalny. Jeżeli zostaniemy uzależnieni od jednego rodzaju napędu, to bardzo szybko okaże się, że władze będą mogły w łatwy sposób zmniejszać lub zwiększać popyt. Niektórych może już nie być stać na samochód. I co wtedy? Komunikacja miejska albo hulajnoga.
