Luksusowa marka rozważa stworzenie nowego wariantu napędowego swojego fundamentu sprzedaży.
Bentley Continental GT Hybrid ma sens z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze, byłby to trzeci tego typu model w gamie. Po drugie, skorzystałby ze znanego i opracowanego już układu, dlatego inżynierowie nie mieliby ogromu pracy. Po trzecie, zmniejszyłby emisję szkodliwych substancji i sprostałby oczekiwaniom kolejnej grupy nabywców.
Pamiętajmy także, że niektóre europejskie stolice stopniowo wprowadzają ograniczenia jazdy samochodów stricte spalinowych. Hybrydy plug-in dają natomiast nieco więcej możliwości pod tym względem.
Przypomnijmy, że Flying Spur PHEV skrywa jednostkę V6 o pojemności 2,9 litra, która została uzupełniona silnikiem elektrycznym umieszczonym między konstrukcją spalinową a ośmiobiegową przekładnią automatyczną.
W takiej konfiguracji auto oferuje 536 koni mechanicznych i 726 niutonometrów. Trudno więc mówić o rozczarowaniu. Sześciocylindrowa jednostka może nie brzmi tak basowo, jak W12, ale może za to pracować ciszej i aksamitnej, co sprzyja komfortowi. A przecież to chodzi w tego typu samochodach.
Najpierw hybrydy, później auta elektryczne
Przypomnijmy, że Bentley planuje zaprezentować swój pierwszy elektryczny model dopuszczony do produkcji w 2025 roku. Do tego momentu pozostały więc niecałe cztery lata. Plan długofalowy jest jednak znacznie bardziej ambitny.
Marka ma oferować w pełni elektryczną gamę już w 2030 roku. To naprawdę niewiele czasu, by przestawić najbardziej zamożnych klientów, którzy do tej pory wybierali samochody z ogromnymi silnikami.