Jak powszechnie wiadomo, w terenie zabudowanym można spotkać sporą liczbę progów zwalniających. Mają one oczywiste zadanie, co wynika z ich nazwy.
Spowalniacze drogowe mogą mieć jednak różne formy. U nas stosowane są te najprostsze, ale w Kanadzie można zaobserwować nieco inne trendy, wśród których kontrowersje wzbudzają bariery spowalniające.
Tego typu miejsca są dobrze oznaczone i dla osób przestrzegających przepisów nie powinny stanowić wyzwania. Nie od dziś wiadomo jednak, że nikt nie jest doskonały i wystarczy chwila zagapienia, by najechać na taką przeszkodę.
Bariery spowalniające spowalniają na dłużej
Vancouver jest tego kolejnym dowodem. Władze wprowadziły to rozwiązanie podczas pandemii i okrasiły je nazwą „Slow Streets”. Z czasem zaczęło przybywać nietypowych barier i szybko okazało się, że dochodzi do licznych, niepożądanych zdarzeń z ich udziałem.
Najmniej kosztowne są oczywiście przerysowania karoserii. Nieco bardziej poważne w skutkach bywają najechania, które prowadzą do uszkodzeń podwozia. Najgorszej jednak, gdy dochodzi do zderzeń z betonowymi przeszkodami. Wtedy nietrudno o uszczerbki na zdrowiu.
Lokalna reporterka, Jill Bennet, postanowił nagłośnić sprawę Slow Streets uzupełniając to zdjęciem amerykańskiego SUV-a, który częściowo wisi na betonowej barierze. Według niej to rozwiązanie nie spełnia swojej funkcji, a jedyne, co robi, to tworzy zagrożenie dla uczestników ruchu.
I trudno się z tym nie zgodzić, choć warto dodać, że w Wielkiej Brytanii też stosuje się takie spowalniacze drogowe i są one mniejszym wyzwaniem dla Wyspiarzy.
Niektórzy twierdzą, że można zastosować kompromis, czyli bariery z tworzywa sztucznego. Jakiś czas temu wybrano tę opcję, ale okazało się, że społeczeństwo demontowało je na własną rękę. Warto dodać, że ograniczenie prędkości w takich miejscach wynosi 25 mil, czyli 40 km/h. Jeżeli więc ktoś nie jest wpatrzony w smartfon, to powinien sobie poradzić, choć im szersze auto, tym trudniejsze zadanie.
Teraz w tym dużym kanadyjskim mieście znajduje się 42 stałe bariery spowalniające, które kosztowały około 145 tysięcy dolarów. Czy problem zostanie rozwiązany? A jeśli tak, to jak? Te pytania pozostają bez odpowiedzi.