Sytuacja niemieckiego koncernu jest trudna. Jak każdy europejski potentat samochodowy, muszy ciąć koszty i szukać optymalizacji, by przetrwać – nie tylko rewolucję napędową, ale też coraz większą konkurencję z Chin.
Krótko mówiąc, jest źle, a może być jeszcze gorzej, bo krótkowzroczni politycy zrobili wiele, by lokalny przemysł motoryzacyjny miał problemy. Czy jest to świadome działanie? Trudno jednoznacznie stwierdzić. Dziś jednak trzeba skupić się już tylko na efektach, by ratować, co się da. Niestety, istnieje duże prawdopodobieństwo, że trzy fabryki Volkswagena mogą zostać zamknięte – i to w rodzimym kraju.
Sceptycy twierdzą, że producenci są sami sobie winni, ponieważ posłuchali rządzących. Trzeba jednak postawić się w ich sytuacji. To właśnie władze piszą prawo, a reszta musi się do niego dostosować. W przypadku tej branży jest o tyle trudno, że konieczne jest tworzenie strategii i projektów na kilka lat do przodu.
To też oznacza, że podjętych decyzji nie da się odkręcić w ciągu kilkunastu tygodni. To długotrwały, kosztowny proces. Dziś już liczni producenci dostrzegają błąd popełniony przez polityków. Mogą tylko szukać własnych rozwiązań, by zachować konkurencyjność. I właśnie to chcą zrobić w Wolfsburgu.
Trzy fabryki Volkswagena z niepewnym losem
Sprawa jest poważna, ponieważ właśnie rozgrywa się los tysięcy pracowników, których przyszłość jest niepewna. Głębokie cięcia mogą dotknąć zakłady w całej Europie. I na takie scenariusze należy się przygotować, bo na horyzoncie nie widać żadnego skutecznego rozwiązania.
Jak sugeruje Reuters, trzy fabryki Volkswagena w Niemczech mogą zostać zamknięte. Nieoficjalnie mówi się o podjęciu ostatecznej decyzji w ciągu najbliższych dni – być może jeszcze w bieżącym tygodniu, czyli pod koniec października lub na początku listopada.
Niemiecki koncern musi podjąć takie działania, by utrzymać rentowność. Sytuacja jest na tyle poważna, że zamknięcie trzech fabryk nie będzie pełnym rozwiązaniem problemu. Konieczne są kolejne cięcia.
I tu pojawiają się plotki na temat zakładów w Brukseli, gdzie powstaje Q8 e-tron, czyli elektryczny SUV z wyraźnie słabnącym popytem. Los tego obiektu też jest niepewny, bo kupiec jeszcze się nie znalazł, choć podobno zainteresowanie wykazało 26 podmiotów.
Jest źle – może być gorzej
Pamiętajmy, że Chińczycy dopiero zadomawiają się na Starym Kontynencie. Mimo krótkiego stażu, stworzyli liczne salony kilkunastu marek należących do kilku koncernów. W każdej gamie produktowej oferują świetnie wycenione, a przy tym bogato wyposażone samochody.
W końcu mogą zdołać przekonać europejskich pragmatyków szukających podobnych samochodów za lepszą cenę. I nie ma w tym nic złego. Problem w tym, że zachodni producenci nie są w stanie rywalizować z markami z Państwa Środka.
I nie jest to wina producentów, tylko polityków, którzy zapoczątkowali ten „proces rozkładu”, gdy zaczęli podnosić koszty branży motoryzacyjnej. Ta wolała przenieść część zasobów do Chin, które czekały z otwartymi rękami.
Dziś jest już za późno, by można było mówić o dobrym rozwiązaniu. Trzy fabryki Volkswagena to dopiero początek problemów z jakimi zmierzą się europejskie władze w wielu krajach. Co zrobią z tymi ludźmi? Dadzą im zasiłek? Dramat. A można było tego uniknąć.