Wojciech Krzemiński
Politycy mogą stawać na głowie i zaburzać postrzeganie rzeczywistości, ale w kontekście rynku motoryzacyjnego nie są w stanie aż tak wpłynąć na klientów, by doszło do masowego przejścia na auta EV. Dlaczego? Głównymi powodami są ekonomia i użyteczność. Nikt nikogo nie zmusi do poświęcenia dużych pieniędzy na coś, co nie spełnia oczekiwań.
Auta EV uzależnione od pogody?
I tu wypada zacząć od spalinowych i hybrydowych odpowiedników. To oczywiste, że różne czynniki wpływają na wydajność samochodu. W przypadku konwencjonalnych rozwiązań łatwo jednak uniknąć kłopotów czy utraty czasu. Krótko mówiąc, wystarczy zatankować, co trwa 2-4 minuty (z całym procesem płatności).
Auta EV to znacznie bardziej skomplikowana materia – nie tyle pod względem konstrukcyjnym, co praktycznym. Wszystko za sprawą procesu ładowania, który rodzi pewne ograniczenia. Pierwsze z nich to skromna infrastruktura. Drugim są duże koszty w przypadku stacji komercyjnych. Z kolei trzeci opiera się na konieczności dłuższego postoju.
Argumenty o możliwości (w tym czasie) skorzystania z toalety, zjedzenia obiadu czy odpoczynku można włożyć między bajki. To kierowca powinien decydować, kiedy chce lub potrzebuje się zatrzymać. Samochody na baterie zwiększają straty czasowe, co nierzadko wiąże się z dodatkowym czasem i planowaniem działań.
Niska temperatura, mniejszy zasięg
Bez względu na źródło napędu, każda konstrukcja zużyje więcej energii lub paliwa, jeśli temperatura będzie ujemna. Ciepło ma niezwykle duże znaczenie. Przykładem może być działanie diesla, który po nagrzaniu pali mniej, niż chwilę po uruchomieniu.
Zostawmy jednak silniki konwencjonalne i przejdźmy do tych elektrycznych. Jak podali specjaliści z Recurrent, różnice w zasięgu przy niskich temperaturach są naprawdę znaczące i mogą wpłynąć na całą podróż. I warto brać to pod uwagę.
Jak wynika z próbki 18 tysięcy pojazdów (badanie realizowane w Stanach Zjednoczonych), auta EV potrafią stracić średnio 20 procent zasięgu, gdy temperatura wynosi 0 stopni Celsjusza. W niektórych przypadkach jest to nawet 100 kilometrów.
Zacznijmy jednak od pozytywów. Powyżej średniej w tym zakresie są takie modele, jak Tesla Model X (11 procent mniej zasięgu) oraz Audi e-tron utrata 13 procent zasięgu). Dobrze wypadł także Hyundai Iconiq 5.
Wyżej wymienione modele dysponują pompami ciepła, co oznacza, że nawet to przydatne rozwiązanie nie daje całkowitego zabezpieczenia przed utratą zasięgu. Wyniki pokazują za to, że potrafi tę stratę zmniejszyć.
Wśród pojazdów, które najgorzej radziły sobie w zimę są Chevrolet Equinox (-26 procent zasięgu) oraz Cadillac Lyricq (-28 procent). Słabo poradziły są sobie również Ford Mustang Mach-e (strata 34 procent) i Volkswagen ID.4 (strata 36 procent)
Auta EV powinny bronić się same
To kolejny kamyczek do tego ogródka. Pamiętajmy jednak, że auta EV mogą być bardzo opłacalne do pewnych kierowców. Mówimy jednak o konkretnej grupie użytkowników, którzy dysponują tanim źródłem energii, mają poukładany plan dnia, jeżdżą głównie po mieście i stać ich na elektryczny odpowiednik samochodu spalinowego.
Pozostali klienci muszą mieć wybór. Każdy posiada własne wymagania, co później determinuje wybór. Jeśli władze zmienią prawo w taki sposób, że pojazdy na paliwa płynne zostaną wycofane, to skutkiem nie będzie natychmiastowa przesiadka na „nowoczesność”, tylko zmniejszenie popytu. A tego raczej nikt nie chce.
Jeśli auta EV będą korzystne finansowo i użytkowo, to żaden kierowca nie będzie potrzebował dotacji, przywilejów i innych zachęt, które tylko osłabiają wartość i udowadniają, że ten produkt jeszcze nie jest w stanie obronić się sam.
