Jak to jest, że wszyscy tak bardzo naciskali i rozwijali gamy pojazdów akumulatorowych podpierając się ideą ochrony środowiska, a teraz coraz śmielej głoszą, że konieczna jest zmiana planów?
Powód jest prosty: ograniczony popyt. Producenci powierzyli swój los politykom – mając nadzieję, że ci przeforsują swoje ideologiczne cele. Rynek jest jednak nieco bardziej skomplikowany i próba połączenia wolnego wyboru z centralnym sterowaniem nie jest możliwa. Krótko mówiąc, naprawdę ciężko stworzyć „trochę komunizmu”. I całe szczęście. Audi już o tym wie.
To klienci generujący popyt powinni decydować o tym, co chcą kupić. Wydaje się to oczywiste, ale włodarze Unii Europejskiej od lat starają się „przekonać” do innego podejścia. Tym samym wprowadzają coraz większe obostrzenia dotyczące emisji spalin i jednocześnie dają ulgi, dotacje oraz inne przywileje tym, którzy zdecydują się na zakup auta elektrycznego.
>Bazowe Audi Q4 e-tron wygląda ubogo. Wyjeżdża z fabryki na 19-calowych stalówkach
Takie działanie jest oczywiście krótkowzroczne. Po pierwsze, uruchamia obrońców swobody wyboru i wolności, co wydaje się wręcz oczywistą reakcją. Po drugie, z automatu obniżają wartość pojazdu, jak każda metoda „rabatowania”. Po trzecie, zdradzają, że nie są to idealne produkty, bo dobry produkt broni się sam i nie potrzebuje do tego zachęt wprowadzanych przez państwo.
Klienci dali do zrozumienia, że chcą mieć możliwość zakupu takiego napędu, jaki akurat spełnia ich oczekiwania. Eliminacja alternatyw prowadzi jedynie do podwyżki cen i utracenia tempa rozwoju. Pomijamy już wątek pośredniego wspierania rynku chińskiego.
Audi zmienia plany?
Ekologia jest bardzo ważna i jej nie lekceważymy, ale napędy akumulatorowe nie rozwiązują problemu zanieczyszczeń. Po prostu przenoszą je w inne miejsce. Nie jest to zatem specjalna korzyść w ujęciu całej planety. To tak jakby Europejczyk pozbywał się śmieci z własnego podwórka i płacił za ich transport do Afryki. U niego będzie czyściej, ale planeta wciąż będzie zabrudzona – to tak na marginesie.
Dziś już coraz większa liczba firm jest świadoma, że plan tak rewolucyjnej zmiany wolnego rynku jest po prostu przesadnie ryzykowny – zarówno społecznie, jak i gospodarczo. Lewicowe podejście i Zielony Ład forsowane przez Zachód nie pomagają. Producenci dostrzegają jednak, że problem jest i może się nasilać.
Nic więc dziwnego, że takie firmy, jak Audi planują nieco mniej optymistyczną politykę dotyczącą aut elektrycznych. Jak wynika z ostatniego wywiadu dla Top Gear, całkowite przejście na modele elektryczne w 2033 roku nie jest już aktualnym planem producenta z Ingolstadt.
Dyrektor generalny Audi, Gernot Dollner stwierdził, że marka musi być elastyczna, co zostało okraszone złożeniem oświadczenia w kontekście decyzji Unii Europejskiej o wprowadzeniu całkowitego zakazu sprzedaży nowych aut spalinowych od 2035 roku.
W dalszym ujęciu, samochody elektryczne mają być rzeczywiście przyszłością. Nikt jednak nie wie, jaka ich koncepcja okaże się realną pomocą w redukcji CO2. Warto również wspomnieć o nieco mniej gorliwych działaniach Azji i Ameryk w tym zakresie. Europa wychodzi przed szereg chcąc wyznaczać standardy. Problem w tym, że inni nie muszą iść w jej ślady, a przy tym mogą wykorzystać ideologiczne podejście.