Czy można winić producentów za aktualny stan europejskiego przemysłu motoryzacyjnego? Pośrednio tak, ponieważ niewystarczająco walczyli o swoje interesy i podporządkowali się politykom. Niemniej jednak ci drudzy są znacznie bardziej odpowiedzialni za tragedię gospodarczą, która zatacza coraz większe kręgi. Jednym z jej cegiełek jest Audi Q8 e-tron.
Przepisy narzucane przez Komisję Europejską są wprost absurdalne. Dlaczego? Nie odzwierciedlają ani potrzeb rynkowych, ani zainteresowania klientów. To też sprawiło, że poważne marki musiały wycofać popularne modele i zastąpić je elektrycznymi, by dostosować się do nowych norm.
Problem polega na tym, że popyt na pojazdy akumulatorowe jest za mały. I co teraz? Dużego wyboru nie ma. Można zamknąć fabryki, czego smutnym przykładem są zakłady Audi znajdujące się w Brukseli – adekwatna lokalizacja, tak na marginesie.
Audi Q8 e-tron wycofane
Historia tego modelu nie jest usłana różami. To miał być produkt ekskluzywny, który łączy modny charakter z nowoczesnymi technologiami wymuszanymi przez władze Unii Europejskiej. No i był – przez kilka lat.
Producent nie zdołał przekonać wystarczającej liczby klientów do tego modelu, co oczywiście nie dziwi. Nawet z perspektywy ekologicznej nie ma on sensu. To duży i ciężki SUV zużywający mnóstwo energii.

Podejrzewamy, że w ogóle by nie powstał, gdyby nie naciski polityczne. Tak czy inaczej, dokładnie 28 lutego zakończy się jego produkcja. Wraz z nim zostaną wstrzymane prace w fabryce w Brukseli.
W efekcie dojdzie do około 3000 zwolnień. Jak można się domyślać, nie wszystkich satysfakcjonują odprawy. Niektórzy pracownicy mogą jednak wrócić do fabryki, jeśli Audi „dogada się” z chińskim producentem (sugeruje Financial Times), który mógłby przejąć zakłady, by produkować tam własne auta, a co za tym idzie – uniknąć ceł.
Krótkowzroczna Europa
Nietrudno odnieść wrażenie, że na wymuszonej rewolucji przemysłu motoryzacyjnego zyskują tylko chińskie marki. Paradoks polega na tym, że ideologia (nie mylić z ideą) środowiskowa jest forsowana głównie na Starym Kontynencie.
Cła z pewnością nie rozwiążą problemu, tylko go pogłębią. Niemieckie marki już się boją, że czeka ich to samo na chińskim rynku, który aktualnie jest największym na świecie. A Europa? No cóż, skansen premium.
Wszyscy wokół zaczynają coraz wyraźniej wyprzedzać Unię Europejską, co będzie dla niej bardzo kosztowne – także gospodarczo. Przemysł motoryzacyjny jest jednym z fundamentów, który zaczyna pękać – przez absurdalne decyzje nieodpowiedzialnych władz.
Dotacje też nie załatwiają sprawy – wręcz przeciwnie. W dalszej perspektywie osłabiają wartość aut elektrycznych, a przy tym uczą rynek, by kupować takie auta, gdy rząd daje na to pieniądze. Jak pokazuje przykład niemiecki, zachodni klienci już są tego nauczeni.
Wycofanie Audi Q8 e-tron to początek
Gdy Donald Trump zaczął podpisywać dokumenty będące poważnymi krokami w celu wycofania obostrzeń środowiskowych, politycy Unii Europejskiej zaczęli panikować, co można było usłyszeć w ich wypowiedziach. Widać już wahania, które mogą doprowadzić do zmian strategicznych w kontekście Zielonego Ładu.
Kluczem do poprawienia sytuacji jest ograniczenie rygoru związanego z normami emisji spalin i pozwolenie klientom na podejmowanie własnych decyzji. Koncepcja tak dogłębnego sterowania rynkiem okazała się fatalna w skutkach.
Właśnie dlatego producenci powinni móc sprzedawać tego, czego oczekują nabywcy i na podstawie popytu dostosowywać swoje oferty produktowe. I wiele wskazuje na to, że wkrótce tak będzie.
A co z miliardami euro, które wrzucono w forsowaną technologię? Z pewnością w dużym stopniu zostały „przepalone” – oczywiście w zgodzie ze środowiskiem… I jak zwykle w takich przypadkach, żaden polityk nie poniesie za to odpowiedzialności.
Pozostaje mieć nadzieję, że napędy alternatywne będą mogły rozwijać się w swoim naturalnym tempie, by za jakiś czas móc przekonać odbiorców – bez pomocy władz. Tylko wtedy będzie to miało sens.