w

Ami Buggy Vision Concept. Dobrze, że Citroen 2CV tego nie widzi

Ami Buggy Vision Concept
Ami Buggy Vision Concept

Zastanawia nas kierunek koncernu Stellantis i cykliczne pokazywanie przeróżnych konfiguracji i body kitów dedykowanych modelowi rozpędzającemu się do 45 km/h.

Ami Buggy Vision Concept to kolejna wariacja na ten temat. Warto dodać, że Citroen nie jest jedynym beneficjentem tego pudełka na czterech kołach. Debiutu doczekali się także jego bliscy krewni ze znaczkami Fiata i Opla .

Nie chcemy krytykować auta samego w sobie, bo z pewnością ma swój target. To niewielkie „jeździdełko”, które ma swój urok. Może być fajnym uzupełnieniem słonecznych bulwarów czy ładnie komponować się w sąsiedztwie plaży. Pytanie tylko, po co kilkanaście edycji, konceptów czy wersji specjalnych czegoś, co nie stanie się i tak hitem sprzedaży? No właśnie, nie wiadomo.

Ami Buggy Vision Concept chce być retro

Najnowszy pomysł na ten samochód to mieszanka przeszłości – od lat 50. do końcówki ubiegłego wieku. Zacznijmy więc od małych kontrowersji. Odstające reflektory z żółtymi kloszami od razu przypominają Citroena 2CV. To model wręcz kultowy, który zmotoryzował Francję. Ami na pewno nie powtórzy jego sukcesu.

Z kolei boczne orurowania zamiast drzwi, dodatkowe elementy oświetlenia, poszerzony rozstaw kół, terenowe opony i wysunięte błotniki mają uzasadniać „Buggy” w nazwie – podobnie, jak uchwyt na deski od strony pasażera.

Ami Buggy Vision Concept
Ami Buggy Vision Concept

Ami Buggy Vision Concept został ozdobiony także fioletowym lakierem, który jest skutecznym nawiązaniem do mody z lat 90. Kontrastują z nim białe wstawki oraz czerwone wnętrze. Lekkie szaleństwo, ale z nutką nostalgii.

Producent nie ujawnił jakichkolwiek danych technicznych dotyczących koncepcyjnego Ami. To pozwala przypuszczać, że nie zastosowano żadnych istotnych zmian. A szkoda, bo moc sięgająca 8 koni mechanicznych nie jest przekonująca.

Tak, Ami ma niewielki potencjał w tej kategorii. Jest tak słaby, że w niektórych krajach może być prowadzony przez 14-latków. Nie jesteśmy przekonani, czy wzbudzi respekt kolegów z podstawówki. Zresztą, raczej pod żadną nie zagości, bo produkcyjna, mniej widowiskowa wersja kosztuje kilkadziesiąt tysięcy złotych i nie jest oferowana w naszym kraju. Może to i lepiej.

Avatar photo

Napisane przez Wojciech Krzemiński

Jestem dziennikarzem motoryzacyjnym i przedsiębiorcą. Od 2012 roku prowadzę NaMasce.pl. Tworzę dla Was materiały o tematyce samochodowej i motocyklowej, ale też zaglądam do światów technologii, fotografii i biznesu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Udział aut elektrycznych w Polsce to zaledwie kilka procent. Producenci mają ból głowy

Aston Martin DB12 Goldfinger

Aston Martin DB12 Goldfinger. Złoty, a nieskromny