Takie samochody można oceniać w kategoriach właściwości jezdnych, jednakże większość potencjalnych nabywców i tak je potraktuje jako inwestycje. I trudno temu się dziwić.
Oto Alpine A110 R Ultime, czyli kolejna ciekawa nowość, która została pokazana na tegorocznym Salonie w Paryżu. Jak sama nazwa wskazuje, bazuje na tej najbardziej wyczynowej wersji francuskiego coupe.
Przypomnijmy, że A110 to pierwszy z modeli nowej ery tego producenta. Przez kilka ostatnich lat był jedyną propozycją w ofercie – fakt, jakościową, ale to za mało, by zdobyć zauważalne udziały w rynku. Nawet jeśli marka oferuje liczne możliwości konfiguracyjne.
Właśnie dlatego wkrótce pojawiają się kolejne propozycje produktowe. Najpierw będzie to usportowiony hatchback, a potem fastback z atrybutami crossovera – zgodnie z aktualnie panującą modą.
Szkoda tylko, że Alpine zamierza brnąć w elektryczność – i to w znaczącym stopniu. Duże prawdopodobieństwo, że nie doczekamy się już spalinowego modelu. Właśnie dlatego warto cieszyć się z takich wersji, jak ta prezentowana.
Alpine A110 R Ultime
Fani tej firmy doskonale wiedzą, że wariant „R” zadebiutował dwa lata temu. Wersja Ultime to jego udoskonalenie i swego rodzaju aktualizacja. Jeżeli chodzi o stylistykę, to zmiany są zauważalne, dzięki dedykowanemu body kitowi.
Ważniejsze rzeczy dzieją się jednak pod tylną osłoną. Kryje się tam doładowany silnik o pojemności 1,8 litra, który został podkręcony do 345 koni mechanicznych i 420 niutonometrów. To oznacza wzrost o 48 koni mechanicznych i 80 niutonometrów w porównaniu do wersji R.
Na tym nie koniec istotnych zmian. Inżynierowie zastosowali nową skrzynię biegów, która ma lepiej dobrane przełożenia. Oprócz tego popracowali nad aerodynamiką, która ma dawać lepszy docisk podczas dynamicznej jazdy.
jeżeli chodzi o osiągi, to nie ma mowy rozczarowaniu. Alpine A110 R Ultime przyspiesza do setki w 3,8 sekundy, czyli o 0,1 sekundy szybciej, niż wielokrotnie wspomniana wersja R. Taki wynik umożliwia aktywacja procedury startu.
Należy podkreślić, że to edycja specjalna, która doczeka się zaledwie 15 egzemplarzy. Cena? Horrendalna. Za jedną sztukę trzeba zapłacić aż 265 000 euro. Czy warto? Według nas nawet standardowe Alpine jest znakomite. Prezentowaną konfiguracją zainteresują się bardziej inwestorzy i kolekcjonerzy, aniżeli fani jazdy.