w ,

Alpine A110 Pure – Gdy liczy się kierow(ni)ca

Producenci bardzo często korzystają ze swoich dokonań z przeszłości. Efektem ich działań są samochody w stylu retro, które mają mieć modny charakter wpisujący się w panujące oczekiwania klienteli. W wielu przypadkach to chwyt marketingowy wzmacniający wizerunek. Alpine A110 jest jednak dowodem na to, że w tym wszystkim można przemycić mnóstwo prawdy, której w motoryzacji zaczyna brakować…

Karoseria
Trudno mówić o nawiązaniach stylistycznych. Według mnie to po prostu nowocześniejsze ubranie tego samego auta. Tak, styliści spisali się na medal, bo nie poszli na kompromis. Odwzorowali proporcje i wykorzystali detale, które są charakterystyczne dla A110 sprzed lat. Dzięki temu auto świetnie wygląda i nie można go pomylić z żadnym innym. Bardzo ważne są tu masywne błotniki, które dodają sylwetce muskularności. Coś pięknego.

Designerskich smaczków jest znacznie więcej. Spójrzcie na przednie oświetlenie. Okrągłe klosze z ledowym wypełnieniem świetnie komponują się z pozostałymi elementami karoserii. A tylna szyba? Zachodząca na boki, dokładnie tak, jak w protoplaście. Wrażenie robi także centralnie umieszczona końcówka wydechu. Tu wszystko do siebie pasuje. Ta spójność jest o tyle zaskakująca, że łączy minimalizm z oryginalnością. A to rzadkość w dobie fajerwerków, pstrokatych kolorów i doklejania wszystkiego, co się zmieści. W sylwetce Alpine wszystko ma sens. Brawo.

Wnętrze
Kabina jest oczywiście niewielka i bez zbędnych dodatków. Kokpit stworzono z różnych instrumentów – nowych i tych, które znamy z Renault. Cyfrowe wskaźniki nawiązują swym motywem do starego A110, co bardzo cieszy. Są przy tym czytelne i nie męczą wzroku. Kierownica ma gruby wieniec i bardzo dobrze leży w dłoniach. Tuż obok znalazł się ekran multimedialny wystający poza obrys kokpitu. Jego interfejs jest znany od dawna, ale z… Suzuki. Panel klimatyzacji to natomiast poprzednie wcielenie Clio.

Bardzo ciekawym pomysłem jest wiszący tunel środkowy, na którym znalazł się renaultowski klawisz od tempomatu/ogranicznika prędkości, cięgno elektrycznego hamulca ręcznego i kilka przycisków odpowiadających za szyby oraz skrzynię biegów. Tak, przekładnia nie ma klasycznego drążka automatu. Podobne rozwiązanie znajdziemy w niektórych supersamochodach. Pod wspomnianym tunelem umiejscowiono półkę i gniazda USB/SD. Praktyczne rozwiązania? No cóż, nie ma schowka przed pasażerem, czy kieszeni w drzwiach. Jedynym miejscem na coś większego w kabinie jest… sakwa umieszczona na wysokości ramion.

Fotele mają jeden podstawowy zakres regulacji. Tak, jeden – wzdłuż. Co prawda można je też umieścić wyżej, ale do tego trzeba użyć klucza i pobawić się w odkręcanie. To cecha charakterystyczna dla wersji Pure. Oparcie zostało oczywiście zintegrowane z siedziskiem. To kubełki z prawdziwego zdarzenia, ale całkiem wygodne, co jest miłą niespodzianką. Spora w tym zasługa odpowiedniego kąta pochylenia. Ich gabaryty pozwolą na szczyptę komfortu tym mniejszym i średnim osobom. Koszykarze i osoby z nadwagą raczej nie będą w nich szczęśliwe. Miejsca na nogi jest jednak całkiem sporo.

Wróćmy do wątku praktyczności. Alpine ma dwa bagażniki – przedni i tylny. To nie oznacza ogromnej przestrzeni, ale torba i walizka powinny się zmieścić. Z tyłu mamy do dyspozycji 96 litrów wolnej przestrzeni, a pod maskę wchodzi równe 100 litrów. Wiem, wiem, nie są to powalające wartości, ale na weekend można jechać. Latem nawet na dłużej….

Technologia
Inżynierowie Alpine nie poszli na łatwiznę i umieścili silnik centralnie. To jednostka z doładowaniem o pojemności 1,8 litra. Możecie sądzić, że to ten sam benzyniak, co w Megane R.S. i będziecie mieć sporo racji. Niektóre z jego elementów i współpracujących podzespołów zostały jednak zmienione, by charakterystyka całej konstrukcji była lepiej dopasowana do tego konkretnego auta. Przejdźmy teraz do liczb. Pod prawą nogą kierowcy czeka 252 KM (przy 6000 obr./min.) i 320 Nm (przy 2000 obr./min.). Za przeniesienie mocy na tylną oś odpowiada 7-biegowa przekładnia automatyczna. Samochód waży mniej niż 1100 kg, dlatego można spodziewać się świetnych osiągów. I rzeczywiście, przyspieszenie do pierwszej setki trwa zaledwie 4,5 sekundy, a rozpędzanie kończy się dopiero przy 250 km/h (elektroniczny kaganiec). Choć to wątek raczej mało istotny dla potencjalnego nabywcy, duża moc nie musi oznaczać wysokiego spalania. A110 nie stawia dużych oporów i jest lekkie, dlatego osiągnięcie zużycia na poziomie 7,5 litra w cyklu mieszanym nie stanowi żadnego problemu.

Wrażenia z jazdy
Zacznijmy od podejścia „daily”. Czy Alpine nadaje się do codziennego użytkowania? Samochód jest stosunkowo mały, dlatego znalezienie luk parkingowych nie sprawia problemu. Prześwit jest skromny, dlatego trzeba uważać na wyższe krawężniki, co jest typowe dla sportowych samochodów. Widoczność również nie należy do genialnych, bo przeszklenia są skromne. Duże lusterka, czujniki i kamera cofania pomagają jednak w okiełznaniu przestrzeni wokół pojazdu, a to oznacza, że manewrowanie to w tym przypadku dość proste zadanie.

Francuski model jest oczywiście twardy, ale nie na tyle, by co chwilę przypominać sobie o ostatnim posiłku. Owszem, tłumienie nierówności nie jest takie, jak w limuzynie, ale akceptowalne, jeżeli nie przemieszczamy się tylko po „kocich łbach” i zniszczonych torowiskach. Wyciszenie również należy uznać za cywilizowane. W normalnym trybie jazdy nie ma problemu z konwersacją. Gdy jednak obudzimy do życia wydech, nie sposób rozmawiać, bo bardziej szkoda tych dźwięków, niż samych słów, które mogą przecież zaczekać…

I nagle przed kierowcą Alpine pojawia się kręta droga. Właśnie wtedy wszystko zaczyna się układać pod dyktando samochodu. Genialny układ kierowniczy, bardzo wydajne zawieszenie i lekkość sprawiają, że pokonywanie wszelkiego rodzaju łuków stanowi ogromną przyjemność. Prawdziwym wyróżnikiem tego modelu jest bardzo dobre rozłożenie masy, które sprawia, że fizyka nie ma jak płatać figli – chyba że na zawołanie i z pełną premedytacją świadomego użytkownika.

A110, choć wielu mogło myśleć inaczej, nie jest samochodem szalonym i trudnym w okiełznaniu. Wręcz przeciwnie. Wydaje się, że wręcz wybacza błędy, bo nie traci stabilności nawet podczas gwałtownych zmian toru jazdy. Trakcja po prostu imponuje. Jego nadwozie nie przechyla się na boki, co też daje spore poczucie pewności. Tylne koła nie marnują mocy i świetnie radzą sobie z jej przenoszeniem. Widać, że autorzy doskonale wiedzieli, gdzie jest granica, której nie warto przekraczać.

Okiem przedsiębiorcy
Czas wziąć kalkulatory w ręce… Pure to wersja bazowa, która została wyceniona na 238 600 zł. Za Legende, czyli nieco bardziej komfortowe wcielenie trzeba zapłacić przynajmniej 261 100 zł. Do oferty dołączyła także najbardziej charakterna odmiana „S”, która startuje od 284 400 zł. Nie są to niskie kwoty, tym bardziej że mówimy o egzemplarzach bez opcji dodatkowych, które mogą wywindować wydatek o kolejne 20-25 tysięcy. Pamiętajmy jednak, że konkurentami tego samochodu są tak naprawdę tylko Porsche 718 Cayman, Lotus Elise i Alfa Romeo 4C, które kosztują podobnie albo znacznie więcej. Żadne TT… Można więc w pełni usprawiedliwić te wartości.

Podsumowanie
Jadąc Alpine czujesz, że coś znaczysz i masz wpływ na to, jak zachowa się samochód. To nie jest tak, że w innych autach jesteś ubezwłasnowolniony. Tu jednak możesz odnieść wrażenie, że stanowisz integralną część pojazdu, a tam – po prostu kręcisz kierownicą i wciskasz pedały. Charakterystyka Alpine przywodzi na myśl najlepsze wzorce z przeszłości, co jest najlepszym świadectwem dla jego twórców.

Tekst i zdjęcia: Wojciech Krzemiński

Avatar photo

Napisane przez Wojciech Krzemiński

Jestem dziennikarzem motoryzacyjnym i przedsiębiorcą. Od 2012 roku prowadzę NaMasce.pl. Tworzę dla Was materiały o tematyce samochodowej i motocyklowej, ale też zaglądam do światów technologii, fotografii i biznesu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Rosyjski road rage: odważny rowerzysta vs kierowca SUV-a (Video)

Warszawa: rozmowa z agresywnym taksówkarzem (Video)