Przypomnijmy, że od początku lipca, każdy wyprodukowany samochód na terenie Unii Europejskiej ma posiadać nowy pakiet systemów bezpieczeństwa. Nie wszyscy są tym faktem zachwyceni
Nowi asystenci jazdy mają oczywiście zwiększać ochronę – zarówno użytkowników, jak i otoczenia. Czasami jednak działają zbyt inwazyjnie, co irytuje kierowców. Alerty prędkości są tego znakomitym przykładem.
Kierowcy najnowszych aut już je znają. Wystarczy nieznacznie przekroczyć prędkość, by usłyszeć nieprzyjemne pikanie. Trzeba także uczciwie przyznać, że podawane komunikaty dotyczące ograniczeń prędkości nie zawsze są adekwatne. Możemy więc jechać przepisowo, a i tak usłyszymy ten dźwięk.
Właśnie dlatego coraz większa liczba producentów stosuje łatwe sposoby dezaktywacji tego rozwiązania. Dla przykładu, przycisk wyłączenia w Mercedesie znajduje się w lewym górnym rogu centralnego ekranu. Z kolei Renault zamontowało dedykowany przycisk, który po dwukrotnym kliknięciu aktywuje spersonalizowane ustawienia systemów wsparcia kierowcy.
Alerty prędkości przed USA
Amerykanie są nieco bardziej powściągliwi we wprowadzaniu rygorystycznych norm – zarówno emisji spalin, jak i bezpieczeństwa. I alerty prędkości są tego kolejnym przykładem. Choć mają obowiązywać za kilka lat, ich istnienie jest już poddawane pod wątpliwość.
Gubernator Kalifornii zawetował projekt ustawy, który zakłada obowiązkowe wprowadzenie tego rozwiązania od 2030 roku. Zgodnie z tamtejszymi zapisami, tę technologię miałyby otrzymać samochody osobowe, ciężarówki i autobusy.
Ciekawostkę stanowi jednak konfiguracja systemu. Wspomniane „pikanie” miałoby aktywować się dopiero po przekroczeniu prędkości o 10 mph, czyli około 16 km/h. To znacząca różnica w porównaniu do europejskich restrykcji w tym zakresie.
Póki co, alerty mają funkcję jedynie informacyjną. Nietrudno jednak wyobrazić sobie scenariusz związany z blokadami uniemożliwiającymi przekraczanie prędkości. Dla niektórych byłoby to naruszenie wolności.
Według nas nie chodzi o wolność, tylko o bezpieczeństwo. Aktywacja blokady w momencie wyprzedzania mogłaby doprowadzić do fatalnych skutków. Nie jesteśmy zwolennikami takich rozwiązań. Warto znaleźć rozsądniejszy system i edukować kierowców.
Republikanie też sprzeciwiają się sugerowanej ustawie. Wśród argumentów podają wzrost cen oraz rozpraszanie kierowców – i to też ma sens. Zupełnie inne podejście do tego zagadnienia mają demokraci. Na tym etapie trudno powiedzieć, jaka decyzja zapadnie.