Wszyscy doskonale wiemy, że to rajd Ronde di Andora przekreślił starty F1 Roberta Kubicy na osiem długich lat. Wcześniej wydarzył się jednak inny wypadek z udziałem Polaka, który mroził krew w żyłach i przeraził cały świat motorsportu.
Miał miejsce podczas Grand Prix Kanady w 2007 roku. W czasie wyścigu pojawiła się żółta flaga, czego nie dostrzegł Jarno Trulli. Wyprzedził więc Kubicę, który nie zamierzał być dłużny. Zahaczył jednak o koło rywala, stracił kontrolę nad maszyną, uniósł się w powietrze i z impetem uderzył w bariery energochłonne.
Z bolidu Roberta został tylko kokpit. Początkowo kierowca nie dawał żadnych oznak życia. Wspomina to jeden z lekarzy będących w sztabie medycznym tamtego wydarzenia – „myślałem, że nie żyje”. Kubica wrócił szybciej niż można było przypuszczać – nie doznał żadnych złamań czy obrażeń wewnętrznych.