w

Wywiad z Mistrzem – Stanisław Michalski cz.1

Dziś prezentujemy wywiad ze Stanisławem Michalskim. Fotograf urodzony 8 kwietnia 1948 w Zabrzu, mieszkający w Czeladzi. Jest członkiem Związku Polskich Artystów Fotografików. Związany z fotografią i filmem, nie bez przesady mówi się o nim Mistrz Rzemiosła Fotograficznego. Kierował pracą licznych stowarzyszeń fotograficznych. Przez lata pracy artystycznej, w trakcie nabywania ogromnej wiedzy i doświadczenia, wypracował charakterystyczną technikę, polegającą na przenoszeniu emulsji światłoczułej z papieru na inne podłoża. Spotkałem się z Panem Stanisławem w jego czeladzkiej pracowni, która jest wypełniona po brzegi dziełami fotograficznymi, z różnych okresów twórczych. Jak wyglądały jego początki, jakie ma podejście do sztuki, a także jak postrzega artystę ? o tym między innymi. Zapraszam do przeczytania pierwszej części wywiadu, druga pojawi się już wkrótce.

 

 

 

 

Kamil Myszkowski: Jakie były Pana początki fotograficzne? Od czego się zaczęło? Czy uczył się Pan w jakiejś szkole fotograficznej, czy może jest samoukiem?

 

 

Stanisław Michalski: Na początku miałem zupełnie inne zainteresowania. Interesowało mnie malarstwo, rzeźba, grafika i przez nie poznawałem te wszystkie tajniki, które dzisiaj bardzo mi pomagają. Malarstwo, gdzie barierą jest to, że trzeba mieć niezwykła manualność, opanowaną rękę, zdecydowany ruch, który trzeba sobie wypracować. Do tego odpowiedni umysł, dający możliwość wyobrażenia oraz niesamowitą pamięć. Pewne rzeczy trzeba sobie zakodować, żeby panować nad przestrzenią, nad barwą, nad graficznością. W tym czasie zainteresowałem się fotografią, a raczej obrazem dynamicznym, czyli filmem. Taki obraz był dla mnie bardziej ciekawy niż statyczny. Wtedy pozyskiwałem wiedzę z zakresu budowania obrazu dynamicznego i odkryłem, że bardziej jestem skierowany ku fotografii. Bo nawet realizacje filmowe, co też twierdzili wykładowcy, robiłem bardziej fotograficznie. Dzisiaj jest to bardzo ważnym elementem, szczególnie dla operatorów, którzy mają to wyczucie. Obraz fotograficzny, czyli zamkniętym, pojedynczym, jest o wiele trudniejszy niż obraz budowany w sekwencji, w fotografii trzeba wszystko dopracować idealnie. Fotograficzny obraz jest bardziej widoczny, w każdym jego kącie można się doszukiwać elementów, które albo przeszkadzają, albo wzbogacają. Dlatego tutaj trzeba być perfekcyjnym. To wszystko mnie ukierunkowało. Filmem w dalszym ciągu się zajmuję, ale bardziej fotografią.

 

KM: Czy dostrzega Pan w swojej pracy fotograficznej jakieś związki z wiedzą o tworzeniu filmu?

 

 

SM: Dzięki filmowi fotografia o tyle pozyskała u mnie, że przy filmie trzeba ciągle myśleć jak rozpocząć, jak rozwinąć i jak zakończyć. To jest też istotne w wystawie, czyli budowanie cykli, budowanie zestawów, wypowiedzi. Musi być temat wprowadzający, rozwinięcie i najczęściej spuentowane zakończenie. Wszystko co robię musi być czymś utwierdzone. Film dał mi więc możliwości, że łatwiej jest mi budować cykle, zestawy, czy nawet monotematycznych wystaw.

 

KM: Wspomniał Pan o wykładowcach, rozumiem, że szkolił się Pan na jakiejś uczelni?

 

 

SM: Tak, ale o tym nie chcę mówić, ponieważ uznaję tę zasadę, że szkoła, uczelnia jest wstanie kogoś przygotować pod względem warsztatu, a każdy samodzielnie się rozwija. Uważam, że nie uczelnia ma, tylko ja sam siebie uczę jak coś wydobywać, pokazać. Gdybym miał wymieniać szkoły, które mnie kształtowały, to musiałbym zacząć od przedszkola.

 

KM: W takim razie, czy była jakaś postać, która szczególnie na Pana wpłynęła, czy był jakiś mentor?

 

 

SM: Było wiele osób, które podziwiałem, uważałem, że robili coś niezwykłego. Jeśli chodzi o polskich twórców, to jest ich wielu i nie chciałbym nikogo pomijać. Ze światowego formatu, to Avedon. Jego twórczość przekonywała mnie tym, że bez spostrzegania pewnych rzeczy przez koncentrację, poprzez pewne przygotowanie tego typu obserwacji w chwili zapisu, nikt nie ma szansy tak dobrze pracować i realizować się. Bez uprzedniego przygotowania, które Avedon posiadał, nie jest to możliwe. Przez jego twórczość pozyskałem pokorę dla swoich działań. Nie można liczyć na przypadek, co ciągle mi się wydawało. Największym nieporozumieniem jest myślenie ?a pstryknę parę zdjęć, może się coś uda?, bo może być przypadek, ale ja tego nie jestem wstanie później odtworzyć. Przypadek w świecie sztuki oczywiście musi być, bo wszystko to, co się dokonało, w sensie rewolucji technicznej, bazowało na przypadku.

 

KM: Był Pan również związany z górnictwem, czy to wpłynęło w jakiś sposób na Pana twórczość?

 

 

SM: Górnictwo, to była konieczność. Naturalnie miało ono wpływ na sztukę, ponieważ potrafiłem wykorzystać, to że przebywałem wśród ludzi. Praca w górnictwie pojawiła się, ponieważ uważałem, że będąc w wieku poborowym, a wojsko potrafiło wszystkie plany wtedy zburzyć, jedyną możliwością aby tego uniknąć, jest nabór do górnictwa. Była to też okazja do poznania ludzi w czasie pracy, mieć z nimi kontakt z osobami o różnym poziomie. Bo portret był w moich działaniach już mocnym elementem. Musiałem więc mieć kontakt z ludźmi. Górnictwo dało mi do tego dobrą szkołę. Praca fizyczna uczyła też pokory, dużym zgorszeniem było to że człowiek wykształcony nagle pracuje na dole. Dlatego musiałem zataić swoje wykształcenie, aby czuć się swobodnie. W tamtych czasach nie można było sobie pozwolić na to, państwo Cię wykształciło, to później państwu musiałeś to zwrócić przez swoją pracę. Profanacją było to, że porzucało się pozyskaną wiedzę.

 

KM: Kształcił się Pan na takim kierunku, który był przydatny w pracy górnika?

 

 

SM: Nie. Kierunek był zupełnie inny. W pierwszym etapie kształciłem się w zakresie technicznym, była to inżynieria sanitarna. Później uzupełniałem wiedzę, która była mi potrzebna w realizacjach twórczych. To co było mi potrzebne mogłem pozyskiwać kończąc jakiś wydział albo będąc wolnym słuchaczem. Nie potrzebowałem papierów, potrzebowałem wiedzę. W portrecie była dla mnie ważna psychologia, fizjo-psychologia, czy parapsychologia, one dały mi później łatwość pracy z człowiekiem. Później fotografia była moim zawodem, więc zupełnie inaczej się realizowałem. Przekonywałem też mistrzów fotografii, nawet prowadziłem zajęcia, żeby zmienić w nich sztampę rzemieślniczą, tą matrycowość, rzeczy narzucone z racji profesji. Przy fotografowaniu człowieka można trochę pofantazjować, będąc fotografem sporo w tym zawodzie zburzyłem, szczególnie w Towarzystwie Katowickim. Później byliśmy wzorem dla całej Polski. Człowiek to nie jest tylko jego odwzorowanie, fotografowanie człowieka to nie jest tylko samo przeniesienie jego obrazu. Przenieść obraz człowieka, ale jeszcze coś dodatkowego pokazać. Czyli ważne było aby mieć kontakt.

 

KM: ?Zawód: fotograf? ? jak to w Pana przypadku wyglądało?

 

 

SM: Od dzieciństwa byłem niegrzeczny, niepokorny. Pewnych rzeczy nie przyjmowałem, uważałem, że są dla mnie i trudne i niezrozumiałe. Mówię teraz o tej sztampowości fotograficznej, że coś powinno się bo tego klient oczekuje? Nie, klient nie wie jakie fotograf ma możliwości, to trzeba było mu pokazać. Ja u siebie, czy to było studio, czy pracownia zawsze miałem galerię. Każdy kto przychodził widział jakie ja mam możliwości, ale nie wiedział co ja mogę z nim zrobić. Są pewne granice, których nie można przekroczyć, ponieważ każdy z nas ma w sobie te ?maski?, chcąc za nimi coś ukryć. Czyli staram się przede wszystkim pracować z człowiekiem, poznając go.

 

KM: W Pana pracowni, w której się znajdujemy stoją przygotowane do wywieszenia liczne wystawy, który z projektów uważa Pan za najbardziej udany?

 

SM: Ostatni, najświeższy [śmiech]. Nie ma czegoś takiego jak ?najlepszy projekt?. Ponieważ sama realizacja jest też zagadnieniem bardzo ciekawym, na ogół mówi się ?że ma się wenę twórczą?, ma się potrzebę zrealizować, ale nikt nie jest wstanie powiedzieć co się do tego przyczynia, to musi przyjść samo. To przychodzi i znika, dlatego twórcą, artystą się jest czasami, bo nie wiadomo, kiedy ten czas nastąpi. Dlatego też mówię, że ostatni projekt był najbardziej udany, ponieważ te emocje jeszcze we mnie siedzą. Poprzednie minęły, przeglądam je, ale nie próbuję znów do nich wracać. W twórczości nie można ?dreptać w miejscu?. Raz mi się udało, to ciągle w tym tkwię i uważam się za wielkiego, bo coś niby mi się wydaje, że to, co rozpocząłem kiedyś, dalej kontynuuję. To jest nieprawdą. To COŚ przychodzi i odchodzi, niestety?

 

Czytaj drugą część wywiadu tutaj.

 

 

Autor: Kamil Myszkowski

 

Avatar photo

Napisane przez Wojciech Krzemiński

Jestem dziennikarzem motoryzacyjnym i przedsiębiorcą. Od 2012 roku prowadzę NaMasce.pl. Tworzę dla Was materiały o tematyce samochodowej i motocyklowej, ale też zaglądam do światów technologii, fotografii i biznesu.

Jeden komentarz

Dodaj odpowiedź

Jeden ping

  1. Pingback:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Seat Leon SC 2013

Tadeusz Błażusiak zwycięża GP Hiszpanii 2013