Konflikt kierowców z rowerzystami trwa od lat. Teraz do grona zwolenników jednośladów dołączają hulajnogiści (dziwne słowo…), którzy również nie budzą sympatii u użytkowników samochodów.
Osoby podróżujące na hulajnogach elektrycznych osiągają wysokie prędkości i trudno jednoznacznie wskazać miejsca, które powinni wykorzystywać. Prawo w większości państw nie reguluje jeszcze tej kwestii. To oczywiście budzi konfliktowe sytuacje.
Jedną z nich znajdziecie na dołączonych materiałach video. Widać na nich, jak kierowca autobusu próbuje wyprzedzić użytkownika elektrycznego jednośladu zachowując bardzo niewielki odstęp (nie było innej możliwości). Gdy zatrzymał się na przystanku, hulajnogista wyraził swoje niezadowolenie wchodząc do kabiny i… uderzając kierowcę w twarz. Ten z kolei wybiegł zza kierownicy i złapał agresora oraz zadzwonił po policję. Sprawca zamierzał uciec, ale potrącił go samochód…
Kto to napisał ? „Nie było innej możliwości”. To znaczy, że nie było miejsca dla autobusu. Powinien jechać za hulajnogą, bez względu na to, czy w danym kraju można na hulajnodze jechać po takiej drodze. Kierowca autobusu zachował się skrajnie niebezpiecznie i nie powinien wozić ludzi. Gość od hulajnogi powinien oczywiście ponieść kare jeśli nie jechał zgodnie z przepisami. Dodatkowo kara za uderzenie kierowcy. Idąc dalej, kierowca do paki za spowodowanie wypadku gościa od hulajnogi i samochodu. Na koniec kara więzienia za brak pomocy. Gość wpada pod samochód, a kierowca to olewa i się oddala, chociaż przecież był tego świadkiem i współsprawcą.
Nie ma przepisow jak daleko ma jechac od hulajnogi nie przejechal go to nic sie nie stalo gdyby przejechal to by nie przezyl i rowniez nie bylaby wina kierowcy autobusu…
Sam sobie jeździj za hulajnogą. Szkoda że na jeszcze wrotkach po ulicy nie jeżdżą.
Cwaniak na hulajnodze przynajmniej teraz poczeka na policje…