Oto kolejna absurdalna sytuacja ze znanego cyklu „nie do uwierzenia”. Wydarzyła się jednak naprawdę – i to w Polsce…
Jadąc w kolumnie motocyklistów trudno spodziewać się większych niebezpieczeństw – tym bardziej przy niskich prędkościach. Zdarzało mi się jeździć w takich okolicznościach i to zawsze pozytywnie wpływało na skupienie każdego z użytkowników jednośladów.
Niestety, nie wszystko da się przewidzieć. Kto by bowiem pomyślał, że w jego plecy wpadnie… rozpędzony koń? No właśnie, nikt. Piękne zwierze pozbawione jeźdźca uderzyło jednego z motocyklistów, a następnie kontynuowało samotny rajd. Na szczęście obyło się bez poważniejszych obrażeń. Ciekawe jednak co na to ubezpieczyciel… Miejmy nadzieję, że poszkodowany zdołał odnaleźć właściciela konia. Zobaczcie to: