Grand Prix Meksyku przechodzi do historii. Wbrew przewidywaniom, nie było opadów deszczu ani żadnych zaskoczeń.
Początek okazał się pechowy dla Verstappena, który złapał gamę i musiał zjechać do boksu. Ostatecznie dojechał jednak na siódmej pozycji w sąsiedztwie kolegi z zespołu. Drugim pechowcem był Norris, który stracił koło po wyjeździe z pit stopu. W rezultacie nie wycofał się w połowie wyścigu. Trzeci, który nie dotarł do mety to Raikkonen.
Wróćmy jednak na szczyt. Tym zwycięstwem Hamilton już praktycznie zapewnił sobie tytuł Mistrza Świata. Na drugim miejscu dojechał Vettel, który wykonał kawał dobrej roboty. Trzeci był natomiast Bottas, a czwarty – Leclerc (z pechem w boksie – długi pit stop przez błąd przy dokręcaniu koła). Dobry wyścig zanotował Riccardo. Gdyby nie Kvyat, Hulkenberg również miałby powody do zadowolenia.
W Willamsie bez większych zmian. Russell ukończył na 16. pozycji, a Kubica był 18. Przedzielił ich Grosjean i… jeden pit stop więcej na niekorzyść Kubicy. Gdyby nie „konieczność” zjechania do boksu w końcówce, Robert znalazłby się przed Brytyjczykiem. Dostał jednak komunikat, o spadku ciśnienia w jednej z opon. Polski kierowca oznajmił jednak, że nie odczuwa niczego niepokojącego… Jak zwykle pojawiają się więc pytania bez odpowiedzi. Ponadto, po zjechaniu dostał pośrednią mieszankę… Pocieszeniem jest walka z Russellem na jednym z okrążeń, z której Polak wyszedł zwycięsko i aż do momentu zjechania do boksu utrzymywał przewagę nad kolegą z zespołu.