Kolejny wyścig Formuły 1 za nami. Nie było w nim tak wielu zwrotów akcji, ale i tak działo się sporo – już od kwalifikacji.
Nie ukończyło ich dwóch kierowców – Alex Albon (Toro Rosso) i Alexander Giovinazzi (Alfa Romeo). Większym pechowcem był ten pierwszy, bo wpadł w poślizgi nie zdołał opanować bolidu, co doprowadziło do zderzenia z barierami tuż przed prostą startową (możecie to zobaczyć TUTAJ).
Sam wyścig miał dobre tempo, które od samego początku wyznaczał Lewis Hamilton. Za jego plecami utrzymywał się kolega z tego samego zespołu – Valteri Bottas. Na ostatnim stopniu podium znalazł się Sebastian Vettel. Wyścigu nie ukończyło dwóch kierowców – Kvyat (Toro Rosso) i Hulkenberg (Renault). Ich zespołowi partnerzy dojechali do mety na miejscach 10. i 7.
Kierowcy Williamsa zdołali ukończyć wyścig na miejscach 16. i 17. Za nimi znalazł się Norris (McLaren), który jednak od początku musiał zmagać się z poważnie uszkodzonym bolidem. Russell pojechał na dwa pit stopy, a Robert był w boksie tylko raz – ale dłużej, bo mechanicy nie mogli poradzić sobie z lewym przednim kołem (link TUTAJ).
Ponownie można było dostrzec spore różnice pomiędzy Brytyjczykiem a Polakiem. Nie są one jednak kwestią umiejętności, co widać po zachowaniach bolidów. Według doniesień, aerodynamika obu maszyn rozbiega się o 10%, przez co Robert musi walczyć z nadsterownością, co szybciej zużywa opony i prowadzi do oczywistych konsekwencji. Nie trzeba też nikomu tłumaczyć, że nasz rodak jeździ wciąż autem, które możemy uznać a niedopracowane lub zwyczajnie zużyte. Przydałaby się przesiadka do trzeciego, rezerwowego auta zbudowanego od podstaw, ale można mieć wątpliwości, czy ono w ogóle powstanie, skoro zespół z Grove ma ogromne kłopoty wewnętrzne, które nie są związane z finansami, tylko organizacją pracy, profesjonalizmem i kadrą. Gorzej być jednak nie może (chyba że któryś z kierowców rozbije bolid i nie będzie alternatywy…), dlatego trzymajmy kciuki za odbicie się od dna…
Zdjęcia: F1, Facebook