Wizyty w warsztatach samochodowych mają plusy i minusy. Z jednej strony odbieramy stamtąd naprawione auto, ale z drugiej – musimy za to zapłacić (często całkiem sporo) i nigdy nie mamy pewności czy działania mechaników okażą się skuteczne na dłuższą metę.
Zdarzają się też przypadki losowe, których klient raczej nie byłby w stanie przewidzieć. Pewien Amerykanin przeżył jedną z takich historii. Po przyjeździe do warsztatu zastał swoje auto leżące na boku… Jego żółta Honda S2000 spadła z podnośnika.
W takiej sytuacji z pewnością trudno opanować nerwy. Właściciel japońskiego roadstera postanowił zadzwonić na policję i do swojego prawnika. Historia z pewnością nie dobiegnie szybko końca, bo można się spodziewać sprawy w sądzie.
Samochód został uszkodzony z każdej strony. Do wymiany nadają się drzwi, progi, błotniki, maska, zderzaki, lusterka, a nawet panele wewnętrzne. Nie wiadomo, jak uderzenie zniosła cała konstrukcja i czy zachowała właściwą sztywność i kąty. Może się okazać, że naprawa pojazdu nie będzie opłacalna. Zobaczcie tę historię: